NAJWAŻNIEJSZA JEST ROZPOZNAWALNOŚĆ
O tym czym się różni kampania w internecie od tej na ulicy, oraz w jaki sposób najlepiej zbudować swoją rozpoznawalność wśród wyborców, rozmawiamy ze specjalistką od marketingu - Anną Bańczyk.
Sebastian Borkowski: Czy kampania w internecie dla radnych czy kandydatów na prezydenta jest równie ważna jak ta na bilbordach, czy prowadzona na ulicy?
Anna Bańczyk*: Internet, jako narzędzie marketingu politycznego wciąż zyskuje na ważności, dlatego obecność kandydatów online jest bardzo istotna, a od kiedy Barack Obama pojawił się w social mediach i niejako przypieczętował ich rangę, pozwolę sobie stwierdzić, że nawet obowiązkowa. Używając różnych kanałów internetowych, kandydaci mogą precyzyjnie dotrzećz komunikatem do wyborców, których chcądo siebie przekonać, mówąc krótko – dużo łatwiej stargetowaćdanąkampanię. Social media natomiast,dająpoczucie bezpośredniego i nieograniczonego kontaktu z danym politykiem, dzięki czemu debata publiczna może toczyćsięcały 24h. Spoty promocyjne emitowane w internecie są na pewno mniej kosztowne - i znów – lepiej stargetowane niż w telewizji, a jeśli uda się wyprodukować dobry viral, uzyskamy ogromny zasięg przy bardzo małych nakładach.
Jest tylko jeden problem, mianowicie internet nie wygrywa wyborów. Przynajmniej na razie. Dlatego stary i wypróbowany outdoor jest niezbędny, aby uzyskać odpowiedni zasięg i rozpoznawalność. Dobre zdjęcie i odpowiednio wyeksponowane nazwisko na strategicznie ulokowanych nośnikach wciąż jeszcze dają najlepszą konwersję. Jako mieszankę sukcesu obstawiam zatem bilans w postaci merytorycznej dyskusji online i mocnego wizualnego przekazu offline/outdoor.
Wyobraźmy sobie, że jestem kandydatem na radnego, który ma dalekie 6 miejsce na liście. W co powinienem, mając niewielki, budżet zainwestować?
Oczywiście wszystko zależy teżod tego, kim są nasi wyborcy i jak najlepiej do nich dotrzeć. Z niewielkim budżetem może sprawdzić się dość agresywna kampania online z użyciem technik viralowych albo silna kampania negatywna. Wszystko sprowadza się do tego, żeby postać naszego kandydata była mocno zakorzeniona w głowie wyborcy, wtedy zostanie znaleziony i zakreślony nawet będąc na 6 miejscu listy.
Czy kampania negatywna ma szansę w warunkach lokalnych? Co powinni zrobić kandydaci, którzy mają w tej chwili rozpoznawalność na poziomie kilku procent by zwiększyć swoją popularność? W co, Pani zdaniem, powinni zainwestować?
Kluczem do wysokich not w rankingach wyborczych, zwłaszcza lokalnych, jest rozpoznawalność. Można budować swoją markę przez lata będąc aktywnym działaczem i dokonując wielkich zmian dla swoich wyborców, ale żeby stać się znanym z dnia na dzień, trzeba zrobić coś, co przyciągnie uwagę mediów i zapewni duży zasięg. Tutaj właśnie można wykorzystać trategicznie kampanię negatywną i wyjśćz bardzo mocnym komunikatem, najlepiej kontrowersyjnym. Myślę, że dobrze przygotowana konferencja prasowa, dzięki której „zaszumi“we wszystkich mediach będzie strzałem w dziesiątkę.
Należy jednak pamiętać, że kampanię negatywną trzeba bardzo dobrze zaplanować i przeprowadzać z należytą ostrożnością. Wywołanie skandalu w mediach ma sens tylko wtedy, jeśli w momencie,kiedy jużoczy wszystkich skierowane sąna naszego kandydata, nadchodzi czas na kontent merytoryczny, który trafia w potrzeby wyborców. Bez tego drugiego kroku szum medialny ucichnie i nie uzyskamy spodziewanych efektów.
*Anna Bańczyk - PR Manager w firmie Commercial Communications.
Co można zrobić w kampanii za trzy tysiące złotych? O tym piszemy tutaj.