ANTYPLAGIATOWY POŻEGNALNY PREZENT PO
Platforma przegrała wybory, od listopada Polską rządzi Prawo i Sprawiedliwość. A jednak nasza rzeczywistość, a w szczególności rzeczywistość studentów, zmieni się pod wpływem ustawy wprowadzonej w życie niemal dwa lata temu.
Październik 2014
PO w pełni władzy, szykuje się na wybory. Mimo dwukrotnego zwycięstwa w poprzednich wyborach u schyłku swych rządów partia nadal cieszy się sporym poparciem społecznym. Nikt wtedy nie uwierzyłby, że za rok ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego przejmie wszystko. Nowelizacja ustawy o szkolnictwie wyższym została przeprowadzona w szybkim tempie, jak nam się wtedy wydawało. Dziś wiemy, że ustawy mogą powstawać i być wprowadzane w kilka dni. Rząd ustawę zaakceptował w grudniu 2013, tuż po objęciu przez profesor Lenę Kolarską-Bobińską stanowiska ministra nauki i szkolnictwa wyższego. Parlament zakończył prace w lipcu, w sierpniu ustawę podpisał prezydent. Weszła w życie w październiku 2014 roku.
„W związku z nowelizacją ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym obowiązek sprawdzania pisemnych prac dyplomowych mają od października 2016 roku wszystkie szkoły wyższe w kraju. Uczelnie będą porównywać prace studentów nie tylko w zasobach Internetu, ale także w Ogólnopolskim Repozytorium Pisemnych Prac Dyplomowych, w którym mają znaleźć się wszystkie prace dyplomowe obronione po 2009 roku.” można przeczytać w notce prasowej sporządzonej przez portal Plagiat.pl, który swoim antyplagiatowym systemem sprawdza prace dyplomowe studentów z ponad 200 uczelni.
Prewencja czy patologia?
- Korzystanie z usług systemu antyplagiatowego na naszym Uniwersytecie nie ma być formą straszaka na studentów. To działania prewencyjne, które mają przypominać studentom o tym, by byli rzetelni, uczciwi i korzystali z prawa cytatu przy tworzeniu dzieła przejawiającego cechy indywidualności. – przekonuje dr Dominika Narożna, rzecznik prasowy Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.
Jednak plagiat nie jest chorobą przed którą tylko prewencyjnie trzeba szczepić uczelnie wyższe. Jak udowodniła sprawa dr hab. Mareka Andrzejewskiego z wydziału Studiów Edukacyjnych UAM, który wzbudził oburzenie publiczne wywieszając trzy lata temu na drzwiach swego gabinetu kartkę potępiającą „złodziei i oszustów”, plagiatorzy wciąż są i mają się dobrze. Częstokroć, o czym nieoficjalnie mówią wykładowcy, studenci nawet nie zdają sobie sprawy, że popełnili plagiat lub, że za takie działania może spotkać ich całkiem realna kara.
- Jeśli zaistnieje podejrzenie popełnienia plagiatu, to pracownik, który coś takiego wykrył kieruje sprawę do dziekana, ten do rektora a rektor do rzecznika dyscyplinarnego. Rzecznik dyscyplinarny prowadzi postępowanie wyjaśniające. Gdy podejrzenia okażą się uzasadnione, kieruje sprawę do komisji dyscyplinarnej. Jeśli komisja orzeknie, iż faktycznie doszło do popełnienia plagiatu, takiemu studentowi grozi cały wachlarz kar od upomnienia po relegowanie z uczelni. – przypomina dr Narożna.
Warto o tym pamiętać rozpoczynając ostatni semestr na uczelni, by praca, która miała być dumą nie okazała się największą życiową kompromitacją. Zgodnie z nowelizacją ustawy o szkolnictwie wyższym, od października wszystkie uczelnie będą zobowiązane do sprawdzania prac magisterskich i licencjackich. Już dziś większość Poznańskich uczelni korzysta z systemów antyplagiatowych, niestety nie na wszystkich wydziałach oraz nie w stosunku do wszystkich prac „tworzonych” przez studentów. Platforma Obywatelska może i była zła ale w tym konkretnym przypadku na pewno nie pomogła złodziejom i oszustom.