WYSIŁEK POZWALA DOSTRZEC CZŁOWIEKA
Pokonały 1500 kilometrów na rowerach. Podróżując przez Danie, Szwecje i Norwegię próbowały odnaleźć dobro w napotkanych ludziach. Sandra Mielczarek jedna z dwóch kobiet tworzących Szprychy w Trasie opowiada nam, jak z tym dobrem na trasie bywało.
Marek Mikulski: Czy w swej wyprawie znalazłyście poszukiwane szczęście?
Sandra Mielczarek: Tak naprawdę jechałyśmy szukać dobra. Szczęście zależy od wielu czynników. W tym czasu, chwili i samopoczucia. Jednym z wielu założeń było sprawdzenie, czy ludzie w chwili gdy cały świat pędzi za pieniędzmi, są w stanie zatrzymać się i pomóc przejezdnemu. Podać szklankę wody, zgodzić się na udostępnienie kawałka trawnika. Wybrałyśmy Skandynawię i od razu usłyszałyśmy, że tam nie mamy szans na doświadczenie tego typu zachowań, gdyż są to społeczności bardzo zamknięte. A tu miłe zaskoczenie. Już pierwszego dnia, kiedy to zabrakło nam wody, sklepy były pozamykane, podjechałyśmy do miejsca, z którego dochodził odgłos tłuczonego szkła. Jak się okazało - przygotowania do wesela. Bez problemu podarowali nam butelkę wody. Dalej było już przyjemniej. Jeden z panów pozwolił nam na rozbicie namiotów w ogrodzie, Pani Dorothea ugotowała nam ryż, zaprosiła na kolację i przygotowała śniadanie na drugi dzień. Kolejnego dnia pojawiła się perspektywa snu na dworcu. Przed 21 dostałyśmy telefon, że znalazł się dla nas nocleg. Wylądowałyśmy w łóżkach, prysznic, kuchnia - wszystko do naszej dyspozycji.
Były jakieś inne przejawy tego dobra?
Lubeka, nocleg zagwarantowany, spotkani ludzie niesamowici, wartościowi, otwarci. Pokazują, że naprawdę warto robić to, co uważa się za słuszne. Pierwsza noc w Danii, rozbiłyśmy namioty na polu (za darmo), jedna z nas skoczyła kupić jajka i wróciła z kluczami do pokoju. Znowu dobro. W drodze na klify Mon miałyśmy spać w namiocie, zaś przemiły Pan powiedział, że będzie lało i wiało w związku z czym przenocuje nas w swoim domku dla gości. Tego samego dnia spotkała nas ogromna ulewa. Pomógł nam Antonio z Portugalii. Kopenhaga, Martin daje nam dach nad głową, opowiada ciekawe historie, częstuje prawdziwą herbatą prosto z Kenii. Okolice Nimis, Chorwat, Pan Milenko pozwala nam przenocować na polu namiotowym, w kuchni, łazience - gdziekolwiek chcemy. Warto też dodać, że dogadaliśmy się po polsku. Malmo, poznałyśmy Agnieszkę, świetna dziewczyna z Bydgoszczy, która zwiedziła troszkę świata i wie jak w namiocie potrafi być zimno.
Waszym zdaniem kobiety podróżniczki mają łatwiej a może trudniej niż podróżujący mężczyźni?
To zależy od celu podróży przede wszystkim. Kobieta narażona jest na wiele więcej nieprzyjemności. Trudniej jest się obronić, jesteśmy delikatniejsze.
Dlaczego akurat rowery?
Zawsze chórem odpowiadamy “dlaczego nie?”. Jest wiele sposobów podróżowania, jednak ta forma na dzień dzisiejszy wydaje nam się być najlepszą. Przynosi dużą frajdę, poza zwiedzaniem pozwala na pokonywanie swoich barier. Często tych siedzących w głowie. Podróżując rowerem nie masz wyjścia - musisz rano wstać, wsiąść na rower i jechać dalej. Jest to ogromny test wytrzymałości. Jednocześnie osiągana prędkość pozwala na dokładne przyglądanie się otaczającej nas przyrodzie.
Czy oprócz poszukiwania dobra macie inne cele w waszej działalności?
Trudne pytanie. Przecież dobro jest wartością uniwersalną i można przypiąć do każdego działania. Chcemy pokazać młodzieży, dzieciakom z mniejszych miejscowości, które często czują się gorsze właśnie z tego powodu, że marzenia można spełniać. Trzeba tylko popracować nad ich realizacją. Wierzymy, że dawny system wartości jeszcze nie legł w gruzach i możemy być dla siebie życzliwi. Promujemy też działania Drużyny Szpiku. Całym sercem wspieramy inicjatywę Siatkarzy Dla Hospicjum (działają na rzecz Zachodniopomorskiego hospicjum dla dzieci i dorosłych). Zachęcamy do ruszenia się sprzed komputera. Każdy może dostrzec jakiś cel w tym, co robimy.
Często na swym blogu wspominacie o pokonywaniu trudności. Jakie trudności Wy musiałyście pokonać przed wyruszeniem i w trakcie podróży?
Jeśli chodzi o trudności przed wyruszeniem w trasę to tutaj możemy napisać wielką książkę. Nigdy w życiu nie praktykowałyśmy tej formy zwiedzania świata. Nie miałyśmy sprzętu, doświadczenia. W przygotowaniach pomogło nam kilka osób. Szkolenie w total sport z tego jak radzić sobie z podstawowymi awariami, Insur Invest Słupca pomogła nam wybrać ubezpieczenie, możemy tak wymieniać w nieskończoność. Jednak największą trudnością jest pokonanie swoich słabości. Zebranie się na odwagę, by wyjść poza strefę komfortu i zaryzykować. Ciężka praca, zawsze wiąże się z sukcesem - nauczyła nas tego Kasia Skowrońska-Dolata (patron honorowy wyprawy). Trudności na wyprawie? Głównie nasze umysły. Zerwany łańcuch - pikuś. Tak naprawdę problemem byłyśmy my same. Niejednokrotnie walczyłyśmy z myślami “na co nam to wszystko”. Jednak dotarłyśmy do celu.
Dlaczego warto się tak męczyć na tych rowerach?
Niech nam Pan powie, dokąd zmierza życie? Nie przeraża Pana fakt, że teraz wszyscy dążą tylko do tego by mieć dobrą, płatną posadę niezależnie od tego jak oddziałujemy przez to na innych? Czy nie budzi niepokoju fakt, że system wartości ulega diametralnej zmianie? Dlaczego inny człowiek staje się potencjalnym przeciwnikiem w drodze po szczeblach drabiny do sukcesu? Dlaczego nie dostrzegamy w tej osobie partnera? Dlaczego tak bardzo boimy się wzajemnego współdziałania? Rower i wysiłek jaki kosztuje wyprawa pozwala dostrzec tą drugą stronę życia. Dostrzec człowieka. Podczas podróży zatrzymujemy nasz pędzący umysł zmuszając go do zastanowienia się nad tym co jest ważne w życiu. Jednocześnie możemy spojrzeć na otaczający nas świat. Jadąc autem tego nie doświadczymy - z doświadczenia wiemy, że wtedy człowiek denerwuje się na korki, kierowców, którzy nie używają tego co pod czaszką powinno się kryć.
*** Rozmowę umożliwiło stowarzyszenie Kiwi którego patronem medialnym jest nasz portal