W EUROPIE PLACE, TO MIEJSCA ZABAWY I WYPOCZYNKU. W POLSCE TO GŁÓWNIE PARKINGI
Słowo plac pochodzi od niemieckiego słowa platz, co oznacza puste miejsce. Głębsze źródła etymologiczne doprowadzą nas do łacińskiego słowa platea, czyli szerokiej ulicy. Polskie znaczenie słowa plac mieści się gdzieś pośrodku. U nas place, to bowiem albo całkowicie pozbawione życia puste miejsca, albo też parkingi, gdzie najlepiej czują się samochody – niczym na szerokiej ulicy.
Słowo plac zupełnie inaczej rozumieją mieszkańcy południa Europy. Dla nich, to głównie miejsce spotkań i rozrywki. Z czym kojarzy się nam Lizbona, Rzym, Mediolan, Ateny? Poza zabytkami są to właśnie tętniące życiem place. To właśnie tam możemy znaleźć stoliki z krzesełkami, gdzie zawsze można przysiąść, porozmawiać i wypić świetną kawę. Na tamtejszych placach występują gitarzyści, piosenkarze, czy też inni miłośnicy tak zwanej sztuki ulicznej. I to przez cały dzień.
Po zmroku południowoeuropejskie place nabierają zupełnie innego charakteru. Kawiarniane i restauracyjne przestrzenie zapełniają się jeszcze szczelniej. Słychać gwar, śmiech a często nawet śpiewy. Na placach występują teatry, pojawiają się kuglarze. Spotkać można grupy przyjaciół, całe rodziny, czy też liczne grupy pogrążonych w żywej dyskusji seniorów – po prostu toczy się tam życie.
Na większości polskich placów też toczy się życie. Jest to jednak głównie życie rodem z parkingu przed centrum handlowym. Słychać dźwięk samochodowych silników, które krążą w poszukiwaniu miejsca. Tak jest choćby na słynnym placu Konstytucji w Warszawie. Drugi rodzaj rodzimych placów można by nazwać placami niemymi. Nie dzieje się na nich nic. Może czasem ktoś przysiądzie na chwilę na ławce. Jeśli taka w ogóle znajduje się w pobliżu. Jest jeszcze możliwość urządzania na placach targowisk i ryneczków. Wówczas kontakty towarzyskie na nich ograniczają się do pytania „w jakiej cenie marchewka”? A życie zamiera ok godziny 16.
Oczywiście swój wkład w taką sytuację mają warunki atmosferyczne występujące w Polsce. Pogoda sprzyjająca placowemu życiu jest u nas obecna maksymalnie 5 miesięcy w roku – powie sceptyk. Odpowiem: oczywiście! Ale w Berlinie mają identyczne warunki a jakoś u nich place i to, co się na nich dziej wyglądają zupełnie inaczej. I nie chodzi tutaj wcale o warunki materialne. Chodzi o podejście i walkę z plagą „nicnierobienia” oraz „niedasizmu”.
Są jednak i pozytywne przykłady. W Poznaniu jest to bez wątpienia plac Wolności. Odbywały się tam już koncerty, potańcówki, kiermasze, pokazy filmów a nawet mecze plażowej piłki siatkowej. Są też ławki, na których można przysiąść. Efekt? Przy przyzwoitej pogodzie trudno znaleźć wolne miejsce, żeby usiąść. Przesiadują tam nie tylko turyści, ale i zwykli poznaniacy. Ludzie najzwyczajniej w świecie potrzebują przestrzeni miejskiej nie tylko do tego, żeby się po niej przemieszczać czy też robić zakupy i pracować. Wszyscy i to niezależnie od szerokości geograficznej, chcą w mieście również wypoczywać. A place są do tego stworzone.
Jeden z poznańskich symboli zaprzeczenia idei placu (w tym wypadku umieszczonego na dziedzińcu) niedawno padł niczym relikt dawnego myślenia o mieście. Mowa oczywiście o dziedzińcu Urzędu Miasta. Przez lata przed pięknym budynkiem dawnego Kolegium Jezuickiego niepodzielnie rządziły urzędnicze samochody. Teraz w tym miejscu zostało po nich tylko wspomnienie a przestrzeń ma zostać odpowiednio zaadoptowana i oddana w ręce mieszkańców i turystów.
Coś się zatem zaczyna dziać pozytywnego i place powoli są przywracane mieszkańcom. Czy nie byłoby pięknie, gdyby i na innych poznańskich placach toczyło się życie? Gdyby na placu Cyryla Ratajskiego stały stoliki jakieś kawiarni a na placowym dziedzińcu Zamku Cesarskiego swoje prace wystawiali malarze czy rzeźbiarze?
Widać pozytywny trend, jednak jeszcze trochę mamy do zrobienia, żeby ludzie chcieli spotykać się na placach w centrum miasta i żeby tam przenosić towarzyskie życie. Nawet, gdybyśmy mieli to zrobić tylko na 4-5 miesięcy w roku, to może warto, aby poznaniacy i turyści wiedzieli, że na jednym placu wypiją kawę patrząc na dzieła lokalnych artystów, na innym będą mogli kupić niedrogie książki a na trzecim posłuchają fajnej muzyki. Może warto spróbować i postawić na miejską przestrzeń. Dlaczego w tym temacie mamy być gorsi od Lizbony, Mediolanu czy Berlina. Tutaj liczy się tylko pomysł i chęci!
---------------------------
Wpis został opublikowany kilka miesięcy temu. Przypominamy go przy okazji toczącej się dyskusji, dotyczącej wyglądu centrum Poznania.