GOŃ Z POMNIKA BOLSZEWIKA
Likwidacja pomników, tablic i zmiany nazwy ulic. Wszystko co kojarzy się z PRL i wydaje się mieć dawniej znaczenie propagandowe ma zniknąć. Przynajmniej zdaniem pewnego stowarzyszenia.
Działacze Stowarzyszenia KoLiber wypowiedzieli wojnę reliktom poprzedniego ustroju. Mateusz Gilewski, koordynator projektu dekomunizacji przestrzeni miejskiej, na samym wstępie rozmowy przyznał - W przestrzeni miejskiej Poznania, ćwierć wieku od zapoczątkowanych w naszym kraju przemian społeczno-politycznych, ulokowanych jest wiele miejsc pamięci stworzonych na użytek komunistycznej propagandy.
Głośna i powracająca cyklicznie sprawa niszczenia tablicy upamiętniającej Różę Luksemburg zdaje się być tylko swego rodzaju „wisienką na torcie”. Kamienica na Szamarzewie stała się bohaterką lokalnych mediów, mieszkańcy budynku także.
Bolszewika goń
- Budujemy komitet poparcia dla projektu dekomunizacji nazw ulic i miejsc. Wspierają nas radni Prawa i Sprawiedliwości, a także jeden radny z Platformy Obywatelskiej – uzupełnił Gilewski.
Akcja nabiera tempa. Zapytałem Mateusza Gilewskiego czy jest sens zmieniać niektóre nazwy ulic czy placów. Argumentowałem, że dla mieszkańców to dodatkowe koszty. Przedstawiciel KoLibra odpowiedział błyskawicznie. – To miasto pokrywa koszty wymiany dokumentów – usłyszałem. Tymczasem w oficjalnej broszurze „Goń z Pomnika Bolszewika” widnieje zapis - "W 2010 roku Sejm RP przygotował projekt ustawy zakazującej używania symboli faszyzmu, komunizmu i innych ustrojów totalitarnych w nazwach ulic, placów i obiektów publicznych. Wszystkie koszty wymiany tablic i dokumentów ponosiłby Skarb Państwa. Ustawa do dziś nie została jednak uchwalona. Obecnie jakakolwiek zmiana zależy tylko i wyłącznie od decyzji władz samorządowych i dobrej woli mieszkańców. Ci ostatni niemal zawsze tłumaczą się obawą o poniesienie wysokich kosztów wymiany dokumentów na nowe lub zwykłą ignorancją wynikającą z nieznajomości historii" – czytamy.
Zakładając, że mieszkańcy nie poniosą kosztów wymiany dokumentów, bo pokryje je lokalny Urząd Miasta, to pomysłodawcy zapomnieli chyba o jednej, istotniejszej od pieniędzy kwestii.
- Proszę pana. Od dwudziestu lat mieszkam na placu Waryńskiego i nawet jeśli ta postać odnosi się do poprzedniego ustroju to trudno. Co z tego, że nie zapłacę za wymianę dokumentów przy zmianie nazwy ulicy. Muszę poświęcić mój czas na pójście do urzędu, a nie zamierzam tego robić. Czas ma większą wartość niż pieniądze – może zabrzmieć odpowiedź mieszkańców. To tylko teoria, bo wcale tak nie musi być.
Politycy
Projekt dekomunizacji Świerczewa został już zrealizowany. Z tego osiedla zniknęła już Róża Luksemburg, teraz to ulica Kwiatkowskiego. Radny komitetu Prawo do Miasta Tomasz Wierzbicki, pochodzi ze Świerczewa. – Raczej byłbym sceptyczny wobec radykalnych decyzji o zmianach nazw ulic – odpowiedział krótko. Przypomnijmy, że większość mieszkańców nie popierała idei zmian na Świerczewie.
Inny radny, Tomasz Lipiński z Platformy Obywatelskiej, który w części działań poparł Stowarzyszenie KoLiber, apeluje – Chodzi tutaj o zdrowy rozsądek i likwidację kilku pomników na Cytadeli. Kwestia nazw ulic powinna raczej pozostać niezmieniona – podsumował.
Stowarzyszenie KoLiber chwali się także listem poparcia, otrzymanym od posła Tadeusza Dziuby, ich działania wspiera także Szymon Szynkowski vel Sęk. Obaj z PiS.
Kto za to zapłaci?
Nieśmiało zakończę. Jeśli koszty zmian nazw ulic ponosi Urząd Miasta jak powiedział mi przedstawiciel Stowarzyszenia KoLiber, to te pieniądze nadal pochodzą od mieszkańców miasta. I koło się zamyka.