DR Ł.ROGOWSKI: KANDYDAT JEST PRODUKTEM
Ja bym nie szedł w taką pułapkę, żeby oceniać działania w internecie kandydatów po tym co napiszą, czy dodadzą, ale przez to jak angażują swoich wyborców - komentuje w wywiadzie z nami dr Łukasz Rogowski z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Tuż przed ciszą wyborczą zapraszamy na rozmowę o tym, jak wybory prezydenckie wyglądają w internecie, a szczególnie w mediach społecznościowych.
Sebastian Borkowski: Czy to nie jest tak, że gdybyśmy popatrzyli w internet, media społecznościowe, to w pierwszej turze wygrałby Kukiz lub Korwin?
Dr Łukasz Rogowski*: Generalnie internet jest środowiskiem bardzo specyficznym. Chociażby gdy popatrzymy na statystyki związane z tym kto korzysta z internetu, szczególnie jeżeli chodzi o wiek. Statystyki doskonale pokazują, że tam około wieku 50 i 50+ jest bardzo gwałtowny spadek jeżeli chodzi o korzystanie z sieci. Więc faktycznie, gdyby wyłącznie internet głosował, to tak naprawdę głosowałyby osoby między 18. a 50. rokiem życia, co rzeczywiście wpłynęło na decyzje wyborcze.
Druga rzecz, to fakt jak np. są prowadzone różnego rodzaju sondy. Sonda i sondaż to są dwie różnego rodzaju rzeczy. W sondzie internetowej głosują ci, którzy chcą głosować. A to jest specyficzna grupa osób. Najczęściej są to osoby zdecydowanie przekonane do swojego kandydata, które chcą poprzez to również pokazać swoją tożsamość.
Po trzecie, gdy mówimy teraz o internecie, to mówimy przede wszystkim o mediach społecznościowych. Tam jednak sami w duże mierze dobieramy, to co nam się pokazuje na Twitterze, na Facebooku. Domyślam się, że dwie osoby mogą w tym samym momencie obserwować i odbierać zupełnie co innego, w zależności jak dobrali sobie znajomych. I pewnie gdyby faktycznie do tematu polityki się odwołać, to obserwowanie relacji z debaty prezydenckiej na Twitterze, mogłoby dla dwóch różnych osób wywołać odmienne skojarzenia, w zależności od tego jakich polityków czy dziennikarzy obserwują.
Czy takie media społecznościowe mają wpływ na decyzję wyborców? Czy to nie jest tak, że obserwujemy tych, z którymi i tak się zgadzamy? Czy politycy promując się w internecie nie trafiają ze swoim przekazem przede wszystkim i tak do swoich wyborców?
Cechą internetu i w tym mediów społecznościowych jest to, że można w nich znaleźć tematy, oraz pisać w taki sposób, który do tradycyjnych mediów by się nie nadawał. Radio, prasa, telewizja mają jakąś regułę wejścia, które sprawiają, że pewne tematy się nie pojawią. Bo nie wypada. Bo nie ma takiej tradycji. W internecie tego nie ma. Co za tym idzie, postawiłbym taką tezę, że internet jest doskonałym miejscem, przestrzenią, na funkcjonowanie tych kandydatów, którzy stawiają tezy radykalne. Takie, które w tradycyjnych mediach by się nie pojawiły. Stąd np. fenomen Pawła Kukiza i jego wyborców jest również związany właśnie z tym, że komunikuje się ze swoimi wyborcami za pomocą internetu.
Ale Ci ludzie poszli i zagłosowali w wyborach. A Kukiz uzyskał dużo większe poparcie niż wcześniej Korwin-Mikke, który też przecież mocno stawiał na internet.
Internet nie jest jedyną zmienną, która wpływa na decyzję. Wynik Korwina to też efekt tego, że on się już przejadł swoim wyborcom. I czy to już internet, nie ma większego znaczenia. Chodzi o to, że przygotowanie materiałów telewizyjnych, jest bardziej czasochłonne niż przygotowanie go do internetu. A w przypadku osób, które nie mają takiego zaplecza technicznego jak duże partie polityczne ma to znaczenie. Paweł Kukiz w debacie prezydenckiej wypadł niezbyt dobrze, ale doskonale komunikuje się internecie.
Rozmawiamy przed II turą wyborów prezydenckich. Został Bronisław Komorowski i Andrzej Duda. I obserwując ich profile w internecie, czy to na Twitterze czy na Facebooku, mam wrażenie takiej samej formy i stylu. Może trochę inaczej wygląda konto Andrzeja Dudy na Twitterze. Na Facebooku jednak się dla mnie niczym nie wyróżniają.
Pewnie prawda. Ja bym powiedział może od trochę innej strony. Osobie, która dobrze zna internet, która „siedzi” w nim na co dzień, jest obecna w mediach społecznościowych, bardzo łatwo rozpoznać czy coś jest sztuczne, czy prawdziwe. Przez długi czas problemem Bronisława Komorowskiego było to, że jego komunikacja w mediach społecznościowych była bardzo sztuczna. Formalna, taka, która nie przystaje do pewnych tradycji internetowych, które się przyjęły. Chodzi o klimat, sposób mówienia – osoba, która zna media społecznościowe od razu wyczuwa, czy to jest sztuczne, czy nie.
Ale jest jeszcze jeden aspekt. My nie powinniśmy zwracać uwagi tylko na to co robią sami kandydaci, co ukazuje się na ich profilach. To jest ten element, który odróżnia internet od mediów masowych. Tutaj mamy do czynienia z komunikacją dwustronną, a nie jednostronną.
To znaczy?
Telewizja przyzwyczaiła nas do tego, że jest kandydat, który się wypowiada, a tego co robią z tym wyborcy, w TV już nie zobaczymy. Co najwyżej za dzień czy dwa poznamy sondaż. Moim zdaniem dzisiaj kluczowe przy zyskiwaniu poparcia jest umiejętne wchodzenie w kontakt z odbiorcami. I wcale nie chodzi o odpowiadanie na komentarze czytelników. I tutaj moim zdaniem wśród wyborców Andrzeja Dudy jest większe zaangażowanie, czyli pomaganie kandydatowi poprzez tworzenie własnych materiałów. To, co w sferze komercyjnej można określić jako działania prosumpcyjne. A więc dzisiejszy wyborcza, tak samo jak klient sklepu, oczekuje nie tylko, że przyjdzie i otrzyma gotowy produkt, a również chce ten produkt współtworzyć. A kandydat, co by nie mówić, jest produktem. Wyborca chce więc współtworzyć kandydatów poprzez tworzenie własnych memów, klipów, hasztagów. I tutaj lepiej radzą sobie wyborcy Andrzeja Dudy.
Ja bym nie szedł w taką pułapkę, żeby oceniać działania w internecie kandydatów po tym co napiszą, czy dodadzą, ale przez to jak angażują swoich wyborców.
* Dr Łukasz Rogowski – socjolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Jego zainteresowania badawcze koncentrują się wkoło współczesnej kultury wizualnej oraz nowych mediów.
Przeczytaj poprzedni artykuł!
POLSKA MA NOWEGO PREZYDENTA! (ZAPIS RELACJI LIVE)
