SKORŻA LEPSZY OD RUMAKA
Grad bramek mieli okazję oglądać wszyscy, którzy w sobotni wieczór byli na Bułgarskiej albo usiedli przed telewizorami. Dobre widowisko w Poznaniu skończyło się zwycięstwem Kolejorza 6:2.
Była 19 minuta meczu, a Lech już trzy razy trafił do bramki bydgoszczan. Trafił trzy razy, ale tylko dwa zgodnie z przepisami, gdyż jednej bramki prowadzący spotkanie sędzia Paweł Raczkowski z Warszawy zasłużenie nie uznał. Pierwszy prawidłowo zdobyty gol padł w 13 minucie, kiedy to trochę szczęśliwie Zaur Sadajew strzelił swojego pierwszego gola w ekstraklasie w barwach Lecha. Kilka minut później było już 2:0. Lovrencsics wszedł z prawej strony w pole karne i bardzo dobrym technicznym strzałem pokonał bramkarza Zawiszy. Świetnym zagraniem popisał się przy tym golu Sadajew, który mądrze podał do wychodzącego na czystą pozycję Węgra.
Między 19 a 25 minutą Lech mógł strzelić kolejne bramki, dwa razy bliski tego był Pawłowski, za każdym jednak razem zabrakło kilkudziesięciu centymetrów. Lech przeważał zdecydowanie, co chwila lewym czy prawym skrzydłem szybko rozgrywał akcje. Przyznać też trzeba, że obrona Zawiszy nie specjalnie się starała – na tą chwilę stracili najwięcej bramek w lidze i trudno się temu dziwić – obrońcy byli wolniejsi od zawodników Kolejorza, źle się ustawiali, czy nieporadnie podawali piłkę, tak, że sytuację musiał ratować ich bramkarz. Ze strony Lecha dobrze wyglądała linia pomocy, aktywny był Pawłowski I Lovrencsics. Pomysł na grę miał też Sadajew, który kilkoma zagraniami naprawdę zasłużył na pochwałę. Gdyby po 30 minutach było 4:0 nikt nie miałby pretensji.
Tymczasem w 31 minucie bramkę kontaktową zdobyła Zawisza Bydgoszcz. Po dośrodkowaniu nie upilnował Micalea Kędziora, a ten z kilku metrów głową pokonał Kotorowskiego. Ten gol trener gości – Mariusz Rumak – uczcił łykiem wody. Po straconej bramce gra zdecydowanie zwolniła, Lech też odpuścił i to się zemściło przed końcem pierwszej połowy. Kolejny błąd obrońców Lecha, którzy nie upilnowali Wagnera, a ten dobił obroniony wcześniej strzał Kotorowskiego i było 2:2. Mina niezadowolonego trenera Skorży mówiła wszystko. Lech odpowiedział dosłownie 60 sekund później. Doskonałe dośrodkowanie Lovrencsicsa, Hamalainen tylko przyłożył nogę i w 43 minucie było 3:2 dla Kolejorza.
Pierwsza połowa zakończyła się już jednobramkowym prowadzeniem Kolejorza, a mecz mógł jak najbardziej się podobać kibicom. Lech w ofensywie wyglądał dobrze, ale niektóre zachowania w obronie musiały bardzo niepokoić trenera Skorżę.
Druga minuta rozpoczęła się bardzo dobrze dla Lecha. Faulowany był wychodzący sam na sam Sadajew, a bramkę z rzutu karnego pewnie strzelił Darko Jevtić. Dodatkowo zawodnik Zawiszy został ukarany czerwoną kartką. W 52 minucie Kolejorz był więc w świetnej sytuacji – prowadził dwoma bramkami i grał z przewagą jednego zawodnika.
W 57 minucie powinna być piąta bramka Kolejorza. Świetny wyrzut z autu, szybka szarża z lewej strony, podanie do Sadajewa, ten zgrywa do Hamalainena, który jest sam na sam z Sandomierskim, ale górą tym razem był bramkarz Zawiszy. Skapitulować musiał jednak w 67 minucie, kiedy Lech zagrał świetną trójkową akcję, zakończoną pewnym strzałem Pawłowskiego. Piłka załopotała w siatce bydgoszczan, a Lech nie zamierzał odpuścić - w 82 minucie na listę strzelców kolejny raz wpisał się Jevtić. Do końca meczu poznańscy zawodnicy kontrolowali spotkanie, a wynik już nie uległ zmianie. Było więc 6:2.
Lech Poznań rozegrał dobry mecz, szczególnie w ofensywie. Na specjalne wyróżnienie zasłużył Zaur Sadajew, który pokazał wreszcie, że może jego transfer nie był takim zły rozwiązaniem. Z drugiej strony Zawisza nie stawiła zbyt dużego oporu, popełniając sporo błędów w obronie. Kolejorz więc zrobił dobry w krok w stronę marszu na czoło tabeli, ale czy to prawdziwe przełamanie po dwóch miesiącach słabszej gry pokażą dopiero nadchodzące mecze z Wisłą i Legią.
Przeczytaj poprzedni artykuł!
DZIEWCZYNY ZAWSZE GRAJĄ NA 100%
