MYŚLĘ, ŻE NOWE POZNAŃSKIE SCHRONISKO DLA ZWIERZĄT WINNO NOSIĆ IMIĘ PANI ALINY KASPROWICZ
W niedzielę w wieku 92 lat zmarła Alina Kasprowicz, Poznanianka, osoba piękna, szlachetna i bezkompromisowa, która całe swoje zawodowe i prywatne życie poświęciła opiece nad zwierzętami.
Jako radna miasta Poznania miałam przyjemność i zaszczyt współpracować z panią Kasprowicz przez wiele lat – interweniowała w sprawie zwierzaków w potrzebie, podsuwała pomysły na nowe inicjatywy, wskazywała na luki w przepisach czy procedurach. Ja z kolei wiedziałam, że gdy już nic i nikt nie pomoże jakiemuś niechcianemu psiakowi czy kotu, to pani Kasprowicz na pewno tej pomocy nie odmówi i znajdzie na nią sposób.
Krucha starsza pani z laską, posługująca się nienaganną i obrazową polszczyzną, była postrachem miejskich urzędników, gdy wkraczała postukując swą laską do Urzędu Miasta by osobiście interweniować w sprawie kolejnego skrzywdzonego psa czy kota i braku stosownych procedur. Chociaż miała coraz większy problem z poruszaniem się, jeszcze 4 lata temu pamiętam, jak okupowała przez cały dzień salonik ówczesnego Prezydenta Miasta z kotem po wypadku, wobec braku budowy Kociarni w Poznaniu, czyli ambulatorium i hotelu dla kotów i odsyłaniu przez Straż Miejską wszystkich trudnych przypadków właśnie do niej.
W 1958 roku, Alina Kasprowicz wraz z Elżbietą Krasińską, po intensywnej akcji zbierania listów poparcia z całego świata (panie zwróciły się także do Królowej Brytyjskiej), spowodowała likwidację owianego złą sławą stanowiska miejskiego hycla i następnie opiekowała się bezdomnymi psami do czasu budowy poznańskiego schroniska dla zwierząt w 1964, którego została pierwszą kierowniczką. Przyczyniła się także do reaktywacji Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami i przez 30 lat była inspektorem TOZ ds. schronisk dla zwierząt.
W 1989 roku z jej inicjatywy powstała Fundacja „Zwierzęta i my”, której była prezesem do końca życia. Fundacja zajmowała się głównie sterylizacją bezpańskich suczek i kotek, ale także lobbowaniem za zmianą przepisów dotyczących opieki nad zwierzętami na bardziej korzystne, organizowaniem konferencji prasowych i spotkań poświęcanych walce z bezdusznością przepisów bądź ludzkich postaw.
To dzięki Jej uporowi przy schronisku poznańskim w końcu owa Kociarnia powstała, a Rada Miasta uchwala obecnie zwiększone środki na sterylizację wolno żyjących miejskich kotek.
Pochodząca z przedwojennej poznańskiej rodziny kupieckiej, właścicielka kamienicy na Jeżycach i posesji w Chybach, udostępniała te swoje nieruchomości na potrzeby Fundacji i potrzeby zwierząt. Na podwórzu kamienicy przy ulicy Dąbrowskiego stanął pomnik psa, w lokalu Fundacji przez wiele lat działało ambulatorium dla kotów po zabiegach sterylizacji. Kiedyś nawet przychodził tam codziennie do pracy mały jelonek, towarzysząc pracownikowi Fundacji, który nim się zaopiekował, po tym jak znalazłam owego jelonka w lesie, kilkudniowego i porzuconego i nie można było w całej Polsce znaleźć mu opieki. (To pracownik Fundacji podjął się roli rodzica zastępczego, a gdy jelonek podrósł, wypuszczony został z powrotem do lasu.)
Pasją pani Kasprowicz byłą też rzeźba - rzeźbiła figurki zwierząt, głównie psów i kotów i figurki te zalegały jej mieszkanie - lokal Fundacji - na poznańskich Jeżycach.
W Chybach, gdzie mieszkała w ostatnich latach życia, mimo podeszłego wieku i własnych dolegliwości, pani Alina Kasprowicz do końca prowadziła domowe schronisko dla psów, które wymagały tymczasowego schronienia na czas np. pobytu w szpitalu właściciela, bądź należącego do pogorzelców, których nie stać było na komercyjny hotel dla psów. To kolejna inicjatywa pani Aliny, która pozostała nam, samorządowcom do uruchomienia w nowo powstającym schronisku dla zwierząt w Kobylepolu.
Myślę, że nowe poznańskie schronisko dla zwierząt winno upamiętnić osobę pani Aliny Kasprowicz i nosić Jej imię.