WŁADYSŁAW BARTOSZEWSKI PRYWATNIE BYŁ FANEM AGENTA 007

Urodziny prof. Bartoszewskiego, od prawej: Władysław Bartoszewski, Artur Wolski, Grzegorz Szewczyk (w tle) Łukasz Dembski, Pan Andrzej (kierowca Ministra)
Poczucie humoru Ministra było słynne i szczere. On taki był naprawdę. Anegdot opowiadał wiele. Nie wszystkie mogę zacytować, bo wiele z nich to były pointy sytuacyjne. Pamiętam, że na moje pytanie co zrobi jeśli partia rządząca przegra wybory odpowiedział: „Jak to co? Pójdę na wcześniejszą emeryturę!" - tak o Władysławie Bartoszewskim opowiada jeden z jego współpracowników, poznaniak, Łukasz Dembski. Dzisiaj od 12.00 pogrzeb byłego ministra spraw zagranicznych.
Sebastian Borkowski: Kiedy poznałeś prof. Bartoszewskiego?
Łukasz Dembski: Ministra Bartoszewskiego pierwszy raz spotkałem w …. Poznaniu w 2005 roku, kiedy promował w „Kapitałce” swoją książkę „Warto być Przyzwoitym”. To spotkanie było dla mnie przełomowe. Sympatyczny starszy Pan, były Minister Spraw Zagranicznych RP znany mi wcześniej z telewizji okazał się żywotnym i -jak sam o sobie mówił - „wesołym staruszkiem”. Imponowała mi jego fenomenalna pamięć. Od pierwszej chwili wiedziałem, że obok Krzysztofa Skubiszewskiego stał się moim autorytetem. Zdania nie zmieniłem i nie zmienię. Co więcej, moja sympatia do Ministra zwiększała się za każdym razem kiedy mogliśmy spotkać się lub porozmawiać.
Kolejna okazja także pojawiła się także w Poznaniu, pół roku później, w 2006 w czasie uroczystości wręczenia nagrody „Amisusa” w WSNHiD. Pamiętam, że podczas krótkiej rozmowy Pan Minister zwrócił uwagę na nazwisko towarzyszącego mi przyjaciela Jana Posadzego (bliski krewny chrystusowca o. Ignacego Posadzego i Ludwika Posadzego- znanego przedwojennego lekarza) i nawiązał do swojego spotkania z dr L. Posadzym w Warszawie, w czasie okupacji i powiedział: „Posadzy to historyczne nazwisko”. Przypominam sobie, że wtedy pytałem też pierwszy raz o związki byłego szefa polskiej dyplomacji z Poznaniem. Do tego tematu wróciliśmy jeszcze kilkukrotnie, ale już podczas mojego pobytu w KPRM.
Tak właśnie poznawałem Pana Ministra. Stopniowo. Po spotkaniach „poznańskich” przez długi czas marzyłem, aby spotkać Władysława Bartoszewskiego jeszcze raz. W 2012 roku szczęśliwy traf zrządził, że nawiązałem kontakt z Biurem Pełnomocnika Prezesa Rady Ministrów, po roku do niego trafiłem i spędziłem najpiękniejszy czas w moim zawodowym życiu. Ludziom, którzy mi to umożliwili Dyrekcji Biura, koleżankom i kolegom a nade wszystko samemu Ministrowi będę wdzięczny do końca życia.
Tak po ludzku, jaki cechy przychodzą Ci do głowy jak wspominasz profesora? Czy były jakieś stałe elementy w życiu profesora? Np. pijał czarną kawę? Kojarzysz jakieś codzienne zwyczaje?
Wielka otwartość życzliwość i bezpośredniość. Kiedy pierwszy raz przyszedłem do Gabinetu. Minister po prostu wszedł do sekretariatu i wydał mi stosowne instrukcje. Był bardzo bezpośredni jakbym pracował dla niego od lat. Władysław Bartoszewski, o ile mi wiadomo, prowadził zdrowy tryb życia. Kawę pijał. Lubił słodkie. Przez dziesiątki lat był oddanym klientem „Bliklego”. Smakowały mu rogale świętomarcińskie, którymi poczęstowałem go z okazji moich urodzin w kwietniu ub. Roku. Mój szef zawsze przychodził do pracy w granatowym płaszczu z beretem i laską. Dzień w KPRM rozpoczynał ok. godz. 9:00 i intensywnie pracował, aż do godzin popołudniowych. Pisał ręcznie. Miał piękny kaligraficzny charakter pisma. Nigdy nie korzystał z windy i bardzo się denerwował kiedy ktoś mu to zaproponował. Wchodził po schodach. Wiem, że prywatnie był wielkim fanem agenta 007. Bodajże, na 90 urodziny otrzymał od najbliższych współpracowników całą serię filmów z Bondem.
Jaka historia związana z profesorem utkwiła Ci najbardziej w pamięci? Którą miło wspominasz? Kojarzysz może jakąś wesołą, zabawną historię związaną z Władysławem Bartoszewskim? Podobno był to człowiek o dużym poczuciu humoru.
Najważniejszym przeżyciem dla mnie była prawie 40 minutowa rozmowa z Władysławem Bartoszewskim w cztery oczy. Temat naszej rozmowy na razie pozostanie tajemnicą. Może kiedy to opiszę… Mogę powiedzieć tylko tyle, że dużo rozmawialiśmy o Poznaniu. Ta rozmowa była jedną z najważniejszych w moim dotychczasowym życiu. Niesamowity klimat. Słynny gabinet Ministra, w którym rezydowali kiedyś Bierut, Cyrankiewicz i Mazowiecki na stole kilka książek i dokumentów. I jesteśmy sami Minister i ja. Władysław Bartoszewski miał nie tylko doskonałą pamięć, ale i orientację w otaczającej go rzeczywistości. Podczas tamtej rozmowy, miałem wrażenie, że rozmawiam z człowiekiem około 40 letnim. Poza tym był znany z elokwentności Minister był….znakomitym słuchaczem.
Poczucie humoru Ministra było słynne i szczere. On taki był naprawdę. Anegdot opowiadał wiele. Nie wszystkie mogę zacytować, bo wiele z nich to były pointy sytuacyjne. Pamiętam, że na moje pytanie co zrobi jeśli partia rządząca przegra wybory odpowiedział: „ Jak to co? Pójdę na wcześniejszą emeryturę!”
Chociaż, prawdą jest, że potrafił się też zdenerwować. …
Poczucie humoru było jego siłą wewnętrzną. Mawiał: „Inteligent tym się różni od nie inteligenta, że nie obraża się o żarty, rozumie żarty i lubi żarty” . Dla przykładu. Niedawno jeden z pracowników BPDM zasłabł podczas konferencji, kiedy ów Władysław Bartoszewski dowiedział się o tym powiedział: ”O widzę, że i młodsi ode mnie już padają”. Uwielbiał i zbierał swoje karykatury.
W ubiegłym roku jego kolekcja została wystawiona we wrocławskim Ossolineum.
Podobno profesor był tytanem pracy. Czy tego samego oczekiwał od współpracowników?
We współczesnej polszczyźnie takich ludzi jak Władysław Bartoszewski określa się mianem „pracoholika”. Minister lubił pracować. W jego gabinecie drzwi się nie zamykały! Wielu pracowników sektora prywatnego i urzędników państwowych często pyta: ” A po co? Na co? Dlaczego? Czy muszę?”. Ten wszystkie wyrażenia w słowniku Władysława Bartoszewskiego nie występowały. Racja stanu i interes naszego Państwa były najważniejsze. Kto to rozumiał miału u Ministra plusy. Bartoszewski każdemu umiał powiedzieć coś dobrego, zabawnego, podziękować za wykonane zadanie i zmotywować do dalszej pracy. Każdemu życzę takiego wspaniałego szefa….
Kiedy miałeś okazję ostatni raz widzieć się, rozmawiać z profesorem?
Pięć dni przed śmiercią Ministra. Podczas obchodów rocznicy wyzwolenia Getta. Po uroczystości podszedłem i przywitałem się. Minister powiedział: „O widziałem Pana, Kolego jak pan stał za kamerami…”. Rozmawialiśmy chwilę. Razem z dwoma innymi współpracownikami odprowadziłem go do samochodu. W kontakcie pośrednim pozostaliśmy do końca. Dzień przed śmiercią , za pośrednictwem niezastąpionego asystenta Pana dr Marcina Barcza przekazałem Ministrowi list- zaproszenie na odsłonięcie pomnika Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu. Niestety, już wtedy Władysław Bartoszewski powiedział, że nie będzie mógł przyjechać. Następnego dnia otrzymał ode mnie prywatny list. Potwierdziłem także swoją obecność na uroczystym wręczeniu Bawarskiego Orderu Zasługi. Uroczystość miała się odbyć w Ambasadzie RFN, 4 maja o godz.11. Niestety, życie napisało inny scenariusz. 4 maja o godz. 11:00 będę czekał na mszę pogrzebową w Katedrze św. Jana w Warszawie.
Czy chciałbyś aby prof. Bartoszewski został w Poznaniu upamiętniony?
Oczywiście, chociaż nie czas i miejsce, aby o tym mówić. Mogę jedynie zasygnalizować, że są takie plany. Otrzymałem kilka telefonów od powszechnie szanowanych w Poznaniu osób, które zadeklarowały chęć sfinansowania np. tablicy pamiątkowej, ale podkreślam jeszcze raz. Za wcześnie, aby o tym mówić!
Co łączyło Władysława Bartoszewskiego z Poznaniem?
Bardzo wiele. Ale powiem tylko o tym, co było najważniejsze w ostatnim czasie. Instytut Zachodni. Minister chciał silnego Instytutu. Bez problemów finansowych. Robił wszystko, aby poprawić sytuację tej placówki. Dzisiaj odpowiedzialność za przyszłość IZ spada na każdego z nas.
Jestem szczęśliwy, że na swojej drodze spotkałem takiego człowieka jak Władysław Bartoszewski. Niech odpoczywa w pokoju. Będzie mi go bardzo brakowało….
Przeczytaj poprzedni artykuł!
TEGO W TELEWIZJI NIE POKAZALI. OPRAWY KIBICÓW LECHA POZNAŃ (ZDJĘCIA + VIDEO)
