CAŁE ŻYCIE JEST PRZYGODĄ!
Nie ma w pełni rozwiniętych nóg ani rąk. Ma za to, ogromne serce, dzięki któremu zjednuje sobie ludzi. Miłosz Bronisz, niezwykły jedenastoletni Poznaniak, pokonując własne słabości spełnia swoje marzenia.
Naramowicka
Zamknięte osiedle przy jednym z przystanków. Nie lubię takich osiedli. Może zawdzięczam to dzieciństwu w ponurych peerelowskich blokach z wielkiej płyty, gdzie rzadko cokolwiek było zamknięte. Tyle słyszałem o otwartości Miłosza na ludzi i to miejsce wydawało mi się z tym zgrzytać. Gdy w końcu sforsowałem bramę wejściową, co nie jest takie proste, biorąc pod uwagę to, że jestem humanistą a domofon wymaga znajomości podstaw matematyki, mój zgrzyt zamienił się w zaskoczenie. Otóż w drzwiach wejściowych do klatki czekał na mnie, przytrzymując drzwi, Miłosz. Czy też Miłek, jak woli być nazywanym. Urodził się z fokomelią, wadą, która objawia się skróceniem kończyn. Ma niewykształcone, częściowo pozbawione stawów ręce i dwie sprawne, choć krótkie stopy.
- Cześć Miłku, chyba jesteśmy ze sobą umówieni. – mówię.
- Dzień dobry, zapraszam. – odpowiada.
Mimo, że Państwo Broniszowie mieszkają na parterze i tak trzeba pokonać drogę po kilkunastu schodach. Zastanawiałem się, czy nie powinienem zaproponować pomocy. Ale Miłek dziarsko ruszył na schody. U ich szczytu czekała jego mama z najmłodszą córeczką Julcią na rękach. Ich mieszkanie nie jest duże ale ładnie urządzone. Siadamy na sofie w pokoju z aneksem kuchennym. Ja od prawej, mama Miłka z Julcią po lewej a między nas wskakuje Miłosz, który bez problemu radzi sobie z wejściem na kanapę.
Zacznijmy od początku
- W kwietniu jedenaście lat temu, gdy poszliśmy z mężem na USG prenatalne, okazało się, że choć generalnie z dzieckiem wszystko było w porządku, to kończyny były skrócone. Już wtedy wiedzieliśmy, iż dziecko urodzi się z różnymi wadami. Na szczęście, wszystkie inne organy serce, nerki i tak dalej, rozwijały się prawidłowo – Kamilla Bronisz.
Nadejście na świat dziecka z niepełnosprawnościami zwykle powoduje zakończenie kariery przynajmniej jednego z rodziców. U Broniszów wręcz przeciwnie. Kamilla była w trakcie pisania doktoratu z fizyki, Robert pracował w logistyce. Jak sam wspomina, często na nocne zmiany. Przyjście na świat Miłka zmieniło tylko tyle, że musieli lepiej skoordynować swoje rozkłady zajęć, tak by ktoś zawsze był przy dziecku. Jak dobrze im to poszło świadczy fakt, iż Kamilla obroniła pracę doktorską w pierwszym terminie.
- Widzi Pan, Miłosz miał mi za złe kiedy powiedziałem, podczas jednego z reportaży, który z resztą jest na YouTube, że zemdlałem, gdy pierwszy raz zobaczyłem go na porodówce. – Robert Bronisz, tata Miłka - Bardzo długo miał mi to za złe i my faktycznie, nigdy wcześniej na ten temat nie rozmawialiśmy…
- Po prostu nie przygotowałeś się na taką słodycz jak ja! – wchodzi mu w słowo rozbawiony Miłek, a wszyscy wybuchają śmiechem.
- Myślę, że tak właśnie było Miłku. – odpowiada ojciec - Moim błędem było to, że nie przegadaliśmy tego tematu przed tym jak to powiedziałem. Uważałem, iż Miłosz jest za mały, by o tym z nim rozmawiać i przyjdzie na to jeszcze czas. Myliłem się. – przyznaje.
Przygoda
Gdy inne dzieci zaczynają raczkować, Miłek uczy się kulać wokół własnej osi. I tu kolejne zaskoczenie dla rodziców, bo do pierwszego roku życia, gdy postawił pierwsze kroki, opanował to kulanie do takiej perfekcji, że starszy o trzy lata brat Błażej nie mógł go dogonić.
- Żałuję, że nie mieliśmy wtedy kamery, zobaczyłby Pan kilka niezwykłych nagrań – zapewnia tata Miłka.
- Najpierw skakał na pupie. Później, zaczął używać kończyn. Ale nóżki jak wiadomo ma zdeformowane, więc nie używa obydwu stóp. Jedna noga musi utrzymywać się na kości udowej – opowiada Kamilla Bronisz.
Dziś, poruszanie nie jest dla Miłka żadnym problemem. Po mieście najczęściej przemieszcza się na wózku elektrycznym. Ale to byłoby zbyt proste dla niego, gdyby nie wymagało żadnego wysiłku. Miłek marzył o spacerze z rodziną lecz nie takim na wózku, ale na własnych nogach. Ważne było też, by do pierwszej komunii świętej pójść a nie jechać. 18 maja 2014 roku poszedł do komunii.
- Pierwszy spacer z rodziną był trudny, strasznie się zmachałem, byłem zlany potem, ale było warto – twierdzi Miłek.
Według rehabilitanta, który pomagał Miłoszowi przy nauce chodzenia na protezach, to co chłopiec osiągnął w tak krótkim czasie, to mistrzostwo świata. Z protez szybko się jednak wyrasta, a koszt nowych to zwykle około 50 tysięcy złotych. Na szczęście, dzięki kilku fundacjom oraz akcjom charytatywnym udało się zebrać potrzebną sumę na nowe protezy. Mało tego, podczas jednej z takich akcji Miłek poznał Annę Komorowską i odwiedził Pałac Prezydencki. Kiedyś marzył, że zostanie prezydentem, dziś już jego zapał trochę ostygł, zmieniły się priorytety. Jednak wciąż wie co zrobiłby, gdyby tym prezydentem został.
- Przede wszystkim, trzeba dostosować miasta do potrzeb niepełnosprawnych. Chciałbym zlikwidować wszystkie niepotrzebne progi, ulepszyć przystanki, by można było wsiadać bez przeszkód. I trzeba zrobić więcej podjazdów – mówi mi jedenastoletni kandydat na prezydenta. – Bardzo lubię też zwierzęta. Jako prezydent zrobiłbym inwestycję, jak to się mówi, i za publiczne pieniądze wybudowałbym kilkanaście hoteli dla zwierząt, gdzie mogłyby żyć w dobrych warunkach – przekonuje.
- Miłku a Ty podobno bardzo nie lubisz jak ktoś Ci pomaga? – pytam.
- Bo ja wolę pomagać innym! Uwielbiam pomagać mamie w opiece nad Julką. Tacie czasem pomagam przy przygotowaniu obiadu. Jeśli ktoś mi pomaga, albo wręcz robi coś za mnie, to nie ma tych wszystkich emocji. Odbiera mi też szansę na nauczenie się czegoś nowego. Wtedy brak mi takiego poczucia przygody. Dla mnie każdy dzień jest przygodą. Tak jak dziś byliśmy na komisji, która orzekała czy faktycznie jestem niepełnosprawny, tak każdy dzień niesie ze sobą jakąś przygodę. Całe życie jest przygodą. – odpowiada.
Dół bez Nicka
Trzy lata temu, Miłek wrócił z podwórka rozżalony a matka widziała, że od jakiegoś czasu chłopiec ma gorszy nastrój. Wtedy po raz pierwszy zaczął stawiać trudne pytania. Dlaczego jest jaki jest? Dlaczego nie może grać w piłę ani bawić się w berka z innymi dziećmi? Może gdyby Bronisze nie byli Broniszami, a Miłek urodził się w innej rodzinie, to zamknąłby się w domu, który od tej pory stałaby się jego twierdzą. Ale zamiast tego Kamilla pokazała Miłoszowi filmiki z Nickiem Vujicicem. Trzydziestodwuletni Australijczyk również urodził się z fokomelią, nie ma rąk ani nóg, co nie przeszkadza mu zupełnie grać w golfa, nurkować, skakać ze spadochronem, surfować i skakać na trampolinie ze swym dwuletnim synkiem. Żyje pełnią życia i przekonuje miliony ludzi, aby także zaczęli to robić.
Nie ma co ukrywać, Nick jest idolem jedenastolatka. Gdyby nie on, Miłek pewnie nie odważyłby się zjechać na nartach z instruktorem. Razem z ojcem wdrapali się na Tarnicę i Śnieżkę. Jedno z największych marzeń jedenastolatka, to pływanie z delfinami. Miłosz kocha poznawać nowe miejsca i nowych ludzi. Garnie się do nich.
- Jak jest źle, to na pewno jest nudno i nie ma co robić. A jak jest dobrze, to nie jest nudno i jest co robić, jest ciekawie, życie nabiera sensu. Nie rozumiem po co w kółko rozmyślać czemu się taki urodziłem i tak dalej. Lepiej się po prostu uśmiechnąć i będzie dobrze – twierdzi Miłek częstując mnie czekoladą.
30 kwietnia 2015 roku Nick odwiedził Polskę. Spotkanie z nim odbyło się na stadionie w Poznaniu. Z racji tego, że Miłek był oficjalnym ambasadorem przyjazdu Vujicica do Polski, miał okazję spotkać swojego idola i porozmawiać z nim sam na sam.
Kiedy „dlaczego” zmienia się w „dzięki za…”
- Na początku pojawiało się pytanie „Boże, dlaczego nas to spotkało?”, „czym sobie na to zasłużyliśmy?”. To była typowo ludzka reakcja, takie pytania się nasuwają same. Dziś wiemy, że Miłek jest darem. Wniósł do naszego życia tak wiele. Nie bylibyśmy dziś tymi ludźmi, którymi jesteśmy. Na pewno nie bylibyśmy tak wrażliwi na codzienne piękno, tak chętni do pomocy innym, obcym ludziom. Tego wszystkiego nauczył nas Miłek – Kamilla Bronisz.
- Na początku, cios był dość spory. Tak, jak mówiła żona, pojawiło się pytanie „Boże, dlaczego?”. Musieliśmy dojrzeć do tego, by w końcu stwierdzić „Boże, dziękujemy Ci za …”. Za Miłosza, który jest takim chłopcem, za Błażeja, który jest takim chłopcem i za Julkę, która jest taką dziewczynką. Wie Pan, kiedyś po basenie zapytałem go czy mu nie przeszkadza, że ludzie się na niego gapią, a on powiedział „Tato, to jest tylko opakowanie, jedni mają lepsze, drudzy gorsze”. Ja się poryczałem. Gdy stawiasz sobie w życiu pytanie „Boże, dlaczego ja?”, to jest złe. Jak noc, która przykrywa dzień i nie ma nadziei. Gdy nauczyliśmy się dziękować, codziennie mamy słońce – zapewnia tata Miłosza. - Nie wiem skąd on to bierze, ten optymizm życiowy. Nie potrafię Panu odpowiedzieć na to pytanie. On jest troszeczkę inny od reszty ludzi. Dla niego ważne jest być a nie mieć. Ma w sobie takie… wielkie bogactwo ciepła, wielki dar. Wiem jedno, Miłosz zjednuje ludzi. – dodaje.
Zanim wyszedłem z mieszkania na zamkniętym osiedlu na Naramowickiej zapytałem Miłka jakie ma teraz największe marzenie.
- Oprócz pływania z delfinami?- zapytał uśmiechając się – Chciałbym, by na świecie nie było już zła. Nawet jeśli są różne religie, przez które jedni zabijają drugich, nawet jeśli jedni robią coś złego drugim, to chciałbym, żeby tego właśnie nie było. Wszyscy powinniśmy być jedną wielką rodziną – powiedział i odprowadził mnie po schodach do wyjścia.
Przeczytaj poprzedni artykuł!
W POZNANIU POWSTANIE PIERWSZA W POLSCE STACJA SUPERCHARGER
