POZNAŃ STRASZY? OPUSZCZONE BUDYNKI ROZSIANE SĄ WSZĘDZIE
Charakterystyczne miejsca znane są od lat. Ot, słynny „budomel”, opuszczona szkoła na Piątkowie, czy wieża ciśnień na Wildzie to tylko kilka obiektów.
Różni te miejsca naprawdę wszystko. Stopień zniszczenia i przeznaczenie, dla jakiego były projektowane. Dlaczego nie można ich zagospodarować czy wyburzyć? W zdecydowanej większości wynika to z powodu braku kontaktu z właścicielem obiektu (lub kilkoma), upadłością spółki, do której należał budynek oraz, konfliktu pomiędzy właścicielami.
Losy niektórych opuszczonych budynków to także życie po życiu. Kamienica na ulicy Paderewskiego, to miejsce od dziewięciu lat niezagospodarowane przez właściciela. Ale użytkowane przez inne osoby. W świetle prawa nieleganie. Niestety. Co w przypadku takiej budowli może zrobić Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego, opowiada Paweł Łukaszewski, dyrektor PINB. – Właścicielowi nie można nakazać użytkowania budynku. Jednak nawet przy braku środków finansowych nie jest on zwolniony z zabezpieczenia obiektu. – Powiatowy Inspektor jest tak naprawdę na straconej pozycji, jeśli chodzi o narzędzia prawne, których może użyć by zabezpieczyć konstrukcję. – Powiatowy Inspektor musi wystąpić do Wojewódzkiego Inspektora, jeśli dochodzi do sytuacji wykonania zastępczego, ponieważ ten drugi jest dysponentem środków na takie cele. Przyznajmy szczerze jest ich niewiele. Szczególnie biorąc pod uwagę skalę potrzeb. – dodaje dyrektor Łukaszewski. Dodajmy, że wykonanie zastępcze to nic innego jak zabezpieczenie budynku dość prymitywne i nietrwałe zresztą.
Rozwiązaniem byłaby zmiana prawa właścicielskiego. Tymczasem, jeśli budynek nie jest wpisany do rejestru zabytków może nim zarządzać na prośbę inspektora także prezydent miasta. W przypadku gdy jest to budynek zabytkowy, wszystko się komplikuje jeszcze bardziej.
Jest niespokojnie
Kamienica na Niegolewskich (zabezpieczona przez PINB), czy Strzeszyński wysokościowiec, opuszczony w latach osiemdziesiątych do dziś straszą, ale tylko z daleka. W tym drugim przypadku doszło do zmiany właściciela, a teren z obiektem wykupiła spółka deweloperska, która z dbałości o wizerunek i wartość terenu, zabezpieczyła go i uzupełniła monitoring. – To miejsce kiedyś, jeszcze przed przejęciem przez dewelopera było chętnie odwiedzane przez fotografów, osoby wspinające się na linach i niestety przez młodzież pod wpływem alkoholu. Teraz jest spokojniej. Mamy nadzieję, że szybko zrobią z tym porządek. - To głos Pani Janiny z ulicy Ostródzkiej, w sąsiedztwie budynku. Z dachu tego budynku mamy piękną panoramę miasta. – Spotkałem tam kiedyś młodą parę. Ona w sukni ślubnej. On w garniturze. Siedzieli na kominie. To była ich sesja ślubna! Widziałem tam też grille, leżaki, łóżko, przenośny telewizor. W piwnicy zaś przewrócony na dach, zielony samochód Nysa. - wylicza ze śmiechem Piotr Gdak, lokalny fotograf amator.
Walka z wiatrakami
Pustostany w ręce wyobraźni można rzec. Z takimi obiektami walczą Rady Osiedli, naciskając na Wojewódzkich i Powiatowych Inspektorów Nadzoru Budowlanego. Walczą mieszkańcy sąsiadujący z tymi obiektami. Walczą też miejscy społecznicy. Większość żądań jest kierowana do tych samych instytucji, która ma związane ręce. – Wysyłamy do właścicieli upomnienia, to w pierwszej kolejności, potem nakładamy karę grzywny do 10 tysięcy złotych dla osób fizycznych, oraz do 50 tysięcy dla spółek prawnych. Potem możemy ubiegać się o wykonanie zastępcze i realnie zacząć coś z takim budynkiem robić.- Tak swoje możliwości podsumowuje dyrektor PINB Paweł Łukaszewski.
To wszystko niewiele. Czym jest upomnienie, lub kara 50 tysięcy złotych, szczególnie, jeśli musi być rozdzielona proporcjonalnie dla wszystkich współwłaścicieli? Niczym strasznym, jeśli dodamy, że za jej ściąganie odpowiada Urząd Skarbowy. Propozycje co zrobić z takimi miejscami?
ZOSTAŃ NASZYM FANEM NA FACEBOOKU! BĄDŹ NA BIEŻĄCO Z INFORMACJAMI Z TWOJEGO MIASTA!