ZBIGNIEW WODECKI: CZY PAŃSTWO O MNIE ZAPOMNIELI?
Zbigniew Wodecki zdradza dlaczego nie mógłby rapować z Peją, choć zaśpiewał jego piosenkę, jak działa show biznes oraz jaka będzie jego nowa płyta!
Marek Mikulski: Wspomniał Pan w jednym z wywiadów, że chłopaki z Mitch & Mitch nauczyli Pana cieszyć się muzyką. Wcześniej nie czerpał Pan z niej radości?
Zbigniew Wodecki: Może nie tyle nauczyli, co przypomnieli dawne czasy, gdy jeszcze rzeczywiście cieszyłem się muzyką. Później zacząłem zarabiać pieniądze grając, więc postrzegałem to co robiłem jako rzemiosło. Zawsze jednak tylko do pewnego stopnia, gdyż koncerty nie są odbiciem tej samej pieczątki, każdy jest inny. Mitch & Mitch przywrócili mi radość improwizacji na scenie. Dzięki nim przypomniały mi się czasy, gdy graliśmy z kolegami jak byłem młody… fajnie!
W Pana odczuciu płyta „1976: A Space Odyssey” przywróciła pamięć o Panu dzisiejszej publiczności?
Nie, nie mam takiego poczucia. A czy przywróciła o mnie pamięć? To jest pytanie nie do mnie a do Pana, do publiczności. Czy Państwo o mnie zapomnieli? Musi Pan gdzie indziej poszukać na to pytanie odpowiedzi.
W ostatnich latach nagrał Pan kilka piosenek zupełnie nie z Pana bajki. Śpiewał Pan Peję, zagrał solówkę heavymetalową dla Exlibris. Jest jakiś gatunek muzyczny, za który by się Pan nie wziął?
Nie umiem rapować. Piosenkę rapera Peji zaśpiewałem do zupełnie innej aranżacji. Ja jestem muzykiem klasycznym z wykształcenia i natury. Dlatego bardzo się cieszę, gdy ludzie bawią się muzyką. To oznacza, że mają wyobraźnię. Natomiast, ja jestem uczony od Bacha do Paganiniego. W swoim życiu grałem najróżniejszą muzykę. Grałem muzykę ludową, big beatową i Czarne perły w Krakowie, i ze studentami. Najpierw z Grechutą potem Piwnica pod Baranami. Jazz przecież też grałem. Symfoniczną nagrywałem. Cały repertuar klasyczny, bo przecież 7 lat pracowałem w orkiestrze Polskiego Radia i Telewizji, gdzie grałem z największymi światowymi dyrygentami. Widzi Pan, ja naprawdę pracowałem w tym fachu. Śpiewanie natomiast, to po prostu miła zabawa (śmiech). Zabawa dzięki której żyję. Więc jeśli robiłem coś z raperami, czy przedstawicielami innych gatunków muzycznych, to jest tylko odprysk mojej działalności. W końcu śpiewać każdy może, a 9 kaprys Paganiniego trzeba ćwiczyć całe życie, żeby go dobrze wykonać a i tak udaje się niewielu. Mnie się go udało wykonać, zacząłem śpiewać i mi się powodzi. Mówię o tym, by zwrócić uwagę, że muzyków klasycznych trzeba szanować!
W Pana wypowiedziach często pojawia się niechęć do dzisiejszego show biznesu, do kreowania sezonowych gwiazd i niedoceniania prawdziwych talentów muzycznych.
Trochę tak, ponieważ dziś biznes polega na tym, żeby człowieka wykręcić jak szmatę, zarobić na nim i przestać się nim kompletnie interesować. Mamy mnóstwo takich przykładów. Od chociażby dzisiejsze programy telewizyjne. Sam brałem w tym udział, przecież prowadziłem Drogę do Gwiazd. Taki jest show biznes, tak się teraz porobiło niestety. Komercja zabija prawdziwą sztukę! Zarobek, zarobek i jeszcze raz zarobek. Na szczęście, jest internet. A tam prawdziwi artyści mają przestrzeń do popisywania się. Człowiek, jak się nauczy słuchania muzyki, wtedy będzie mu się podobało to co świetne. Jak się nie nauczy, to będzie wtedy słuchał muzyki, której słuchali nasi pradziadowie w dżungli i jaskiniach.
A czy młodych ludzi można dziś przekonać do słów „Zacznij od Bacha”?
Jeśli trzeba kogoś przekonywać, to sprawa jest przegrana, bo nie ma sensu przekonywać. A Bach do tego jest bardzo trudny. To był pierwszy jazzman! Geniusz matematyczno-muzyczny. Jak ktoś posłucha tej muzyki, zrozumie ją, to wtedy naprawdę się dowie czego jeszcze o muzyce nie wie. Był taki zespół Swingle Singers, żeby nie być gołosłownym, oni wykonywali muzykę Jana Sebastiana Bacha i to był czysty jazz! To był czad!
A czy Disco Polo jest z gruntu złe?
Staram się nie oceniać, gust to sprawa subiektywna. Ale wydaje mi się, że jeśli ktoś słucha takiej muzyki, to jeszcze nie poznał innej muzyki. Albo ta inna muzyka jeszcze do niego nie przemówiła. Nie słucha Beatlesów, nie słucha Kuby Badacha i wielu innych ciekawych artystów. To może też oznaczać, że taka osoba nie nauczyła się słuchać muzyki i ta disco polowa mu wystarcza. Mam jednak nadzieję, że jego dzieciom lub wnukom przestanie wystarczać i pójdą dalej, będą szukać muzyki bardziej skomplikowanej, czy wyrafinowanej.
Przechodząc już do Pana jutrzejszego występu w Kościółku w Nekielce, co tam usłyszymy, co nam Pan zagra?
Zgram Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek. Czyli takie rzeczy, w których spróbuję się popisać i pobawić z publicznością, bo kocham to robić. Na moje szczęście oni też lubią to co robię. Jak często powtarzam, moje spotkania z publicznością zawsze przebiegają w atmosferze wzajemnego zrozumienia (śmiech). I zobaczycie Państwo, jeśli tylko zechcecie przyjść na mój koncert, że taka atmosfera porozumienia cały czas między nami będzie!
Czy dziennikarze przestali już pytać Pana o Pszczółkę Maję? Słyszałem od kilku starszych kolegów, że to dla Pana drażliwy temat?
No skąd! To był bardzo fajny numer, łatwy do zaśpiewania. Kilka pokoleń się na nim wychowało. Więcej, ten utwór pozwalał mi się utrzymywać przez wiele lat. Kiedyś tupałem nóżkami udając, że mnie to drażni. Naprawdę fajnie, że ten numer jest! Wielu ludzi cofa o kilkanaście, a może nawet już kilkadziesiąt lat wstecz. Często łezka się komuś w oku zakręci, bo sobie przypomni jak Jasio mały był i na nocniczku siadał. (śmiech)
Jakieś plany na nową płytę?
Tak, właśnie nagrywam. Jesteśmy w trakcie zbierania materiału. Rafał Stępień jest producentem. Zupełnie nowa płyta, troszkę bardziej odjazdowa. Na pewno Ci co lubią Disco Polo nie będą jej rozumieli ale mam nadzieję, że po jakimś czasie się do niej przekonają! (śmiech)