TOWARZYSZ KARP
Polską nadal rządzą komuniści. O ich największym sekrecie, który sprawia, że wszyscy nadal kultywujemy tradycje poprzedniego ustroju, postaram się pokrótce opowiedzieć - pisze red. Marek Mikulski.
Nie nasza ona
Choć karp jest dziś tak polską rybą, że tylko wąsy Piłsudskiego mogły by być bardziej polskie, to do naszego kraju sprowadzili go w XII wieku czescy mnisi. Bynajmniej, nie na wigilijny stół. W ich kalendarzu znajdowało się tyle dni postnych, że kaszy i brukwi nie starczało. Trzeba było wymyślić tani pokarm dla mnisiej masy. To oni założyli pierwsze stawy hodowlane tej ryby w Polsce.
Ale ani wtedy, ani później karp nie odgrywał głównej roli na świątecznych stołach. Oczywiście, w wielu domach przyrządzało się go na Boże Narodzenie, ale był on jedynie daniem pobocznym, jak dziś śledź. Prawdziwym, naszym (jakby to powiedzieli jedzący, co roku karpia narodowcy) królem wigilijnej wieczerzy był szczupak.
Żeby jeszcze bardziej zohydzić wielu nacjonalistom „tradycyjną potrawę”, warto dodać, że na początku XX wieku, czyli również w dwudziestoleciu międzywojennym, karpia spożywali głównie żydzi.
Karpia czerwona karta
Po II wojnie światowej, marzenie Kononowicza stało się faktem, nie było niczego. Z czym zmierzyć musiała się władza komunistyczna w postaci ministra przemysłu Hilarego Minca. Wtedy szczwany komunista przypomniał sobie o rybie znanej mu z rodzinnych stron. Karp, jak przed wiekami, okazał się łatwy i tani w hodowli. Zarybiano nim stawy i jak dowodził ostatnio na łamach naszego portalu Maciej Szefer, również baseny.
Jednak dostarczanie ryb na masową skalę do sklepów Centrali Rybnej, nie było w tamtym okresie przedsięwzięciem wykonalnym. Nawet dla najlepszego ustroju politycznego na świecie. Wymyślono akcję propagandową pod hasłem „Karp na każdym wigilijnym stole”. Klasa robotnicza za wykuwaną przez siebie w pocie czoła nową rzeczywistość, raz w roku na Boże Narodzenie otrzymywała rybny prezent. Władze się cieszyły, bo coś im się udało. Polacy się cieszyli, bo oprócz tej ryby nic innego nie było, albo bardzo ciężko było dostać.
Niechcący, komuniści przyczynili się do masowej rzezi rybnej. Nie było wszak w ów czas lodówek w każdym domu. Karpia robotnik dostawał żywego i trzymał aż do wigilii, kiedy to w rytualnym mordzie młotkiem kończył żywot ryby. Żartem historii jest to, że do dziś kupujemy karpie żywe, trzymamy je w wannach a potem rytualnie zabijamy, choć moglibyśmy dostać je mrożone lub w innej formie. Wielbiciele teorii spiskowych powiedzą zapewne, iż komuniści to wszystko już wtedy zaplanowali, a przypieczętowali przy okrągłym stole.
Wolność towarzyszu!
Dwadzieścia pięć lat wolności za nami, a ciągle nie możemy uwolnić się spod jarzma okupanta. Co roku towarzysz karp zagląda i kontroluje nie tylko nasze stoły, ale także żołądki. Jak tu się dziwić młodzieży, szczególnie tej patriotycznie wszechpolskiej, że co roku wychodzi na ulicę by wykrzyczeć swój sprzeciw wobec kondominium rosyjsko-niemieckiego. Spójrzmy na nasze święta, choinkę wcisną nam zaborca z zachodu, rybę mamy po najeźdźcy ze wschodu. Nawet Mikołaj nie nasz, tylko turecki. Mam nadzieję, że w przyszłym roku na wszystkich marszach prawdy oprócz transparentu „A na drzewach obok liści będą wisieć komuniści”, pojawi się drugi, równie mocny w przekazie „Kto w wigilie zjada karpia, ten jest komuch i zła partia”. Czego Państwu, sobie i przede wszystkim karpiom życzę.