POMARAŃCZE, ORZECHY, CZEKOLADA CZY JEDNAK RYBY?
Lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte w naszym kraju. Świąteczna mobilizacja władz centralnych. Kolejki i próba zdobycia wielu produktów.
Przyznaję szczerze. Nie pamiętam tych czasów. Wszystko, co wiem, to albo przeczytałem, albo dowiedziałem się ze wspomnień rodziców. Pokolenia osób, które przekroczyły pewien wiek przeżyły więcej niż wielu młodym może się wydawać. Powinniśmy to docenić. Więc do rzeczy.
Gospodarka centralnie sterowana
- Do portów w Gdyni i Gdańsku docierają pierwsze statki z owocami tropikalnymi. Niebawem rozpocznie się rozładunek i transport na teren całego kraju – tak, podsumowując zawsze przed świętami donosił Dziennik Telewizyjny. Reporterzy telewizyjni czekali na nabrzeżach portowych na osoby schodzące z pokładów zadając zawsze to samo pytanie – Czy pomarańcze i cytryny wystarczą dla wszystkich? – Wówczas pojawiała się odpowiedź. – Oczywiście, prosimy tylko uzbroić się w cierpliwość. Warto poczekać też na grefruty i banany – odpowiadali marynarze.
Realia ówczesnej gospodarki stanowiły o odgórnym planowaniu, co i gdzie dotrze. Kończyło się to na sytuacji, że kolejki były przy głównych sklepach. – Poznaniacy niech sobie przypomną o kolejkach przed „domem dziecka”, na ulicy Lampego. Stało się przed „okrąglakiem” i właściwie wszędzie – podpowiada Pani Alicja, Poznanianka w najpiękniejszym wieku. Na koniec dodaje jeszcze. – Czekaliśmy zawsze na towar pod „Społem” przy 27 grudnia, by potem biec na 23 lutego do centrali rybnej. Pamiętam, że ryby kupowało się też na Niestachowskiej, oczywiście po długiej kolejce. Warto wspomnieć, że sporo zakładów pracy dawało paczki z różną zawartością – uzupełnia.
Realia lokalne
Czego najbardziej brakowało? Jakie robiło się prezenty? Podpowiada Pani Alicja. – Najtrudniej było o… rajstopy i proszek do prania. Pomarańcze i cytryny dostawali nieliczni, a przypomnijmy, iż był to towar reglamentowany. Mięso i szynka to zupełna abstrakcja, nie było prawie wcale. Czasem udało mi się coś upolować w „społem” na ulicy Strzeszyńskiej - (Teraz jest tam sklep z owadem w kropki. przyp. Red).
Przecież były jeszcze słynne pewexy? Pytam i uzyskuję odpowiedź. – Były. Były i co z tego! Skoro większość osób nie miała dostępu do tych towarów! Przypomina mi się, że pieniądze można było wymienić, albo słynne bony pko, w okolicy tych miejsc. Dało się też kupić coś nietypowego u cinkciarzy. Byli często pod pewexem na ulicy Grunwaldzkiej lub pod hotelem Merkury - podsumowuje Pani Alicja.
Na pierwszym planie wymienia zawsze smak potraw i atmosferę świąt. To ciekawe, że mając niewiele, można mieć tak wiele. W prezentach dominowały cukierki. Na stołach obojętnie co było, to było znakomite, a i atmosfera podobno jakaś inna. Mnie trudno powiedzieć, co się czuło w latach siedemdziesiątych, czy osiemdziesiątych. Mam nadzieję, że na forum ktoś sobie przypomni jak to było.
fot. Restauracja WZ,1960-1969, źródło: cyryl.poznan.pl
Przeczytaj poprzedni artykuł!
ZDROWYCH SPOKOJNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA!
