M.KRAJEWSKI: W MOJEJ PRACY NIEODZOWNE SĄ PASJE, RODZINA I PRZYJACIELE
Maciej Krajewski znany jest poznaniakom lepiej jako Łazęga poznańska. Energię i zaangażowanie dzieli pomiędzy swoich pacjentów a fotografowanie. W rozmowie z nami opowiada m.in. o swoich wyborach, pracy i zatrzymywaniu historii w obiektywie aparatu.
Brat oddziałowy
Wiele osób kojarzy Ciebie jako fotografa. Ale na co dzień pracujesz w szpitalu, jesteś pielęgniarzem. Zakładam, że wybór ścieżki zawodowej wypłynął z potrzeby serca, słusznie?
W okresie liceum nie byłem pewien co ze sobą począć. Interesowała mnie historia, rodzina chciała, żebym studiował prawo, na co z kolei ja nie miałem ochoty. Chodziłem jeszcze wtedy do kościoła i tam przy kościele Jana Kantego spotkałem się po raz pierwszy z ideą hospicjum. Poszedłem na kilka spotkań dotyczących hospicjum właśnie. Byłem zainteresowany wolontariatem tam, ale dowiedziałem się, że miejsca dla wolontariuszy jest niewiele ponieważ w tym, przy czym zwykle pomocni są wolontariusze, zajmuje się najczęściej rodzina chorego. Potrzebne były osoby wykwalifikowane. Nie ukrywam, że lubię chodzić na szagę i aby zdobyć te kwalifikacje, zapisałem się do Medycznego Studium Zawodowego. Ku rozpaczy rodziców. Tam na tyłach Studium przy Mostowej znajdował się dom pomocy, w którym zacząłem pracę. Potem w szkole odwiedziła nas naczelna pielęgniarka z Wielkopolskiego Centrum Onkologii i zachęciła do tego, by zgłosić się do nich do pracy po zdobyciu dyplomu.
Dlaczego onkologia?
Po pierwsze w tym czasie jedna z bliskich mi osób chorowała na nowotwór. Ogromny wpływ miał na mnie również film „Spirala” z Janem Nowickim, który opowiada historię mężczyzny chorego na raka, który na końcu wyskakuje przez szpitalne okno. To wszystko we mnie narosło. Nie chciałem być wobec raka i faktu umierania ani przerażony, ani bezbronny. Dlatego chciałem się tym zająć. Nie tylko towarzyszyć choremu ale i konkretnie pomagać.
Czy możliwe jest zredukowanie emocji lub pewne uodpornienie się, zobojętnienie na cierpienie i śmierć innych?
Nie znam pojęcia tzn. nie rozumiem do końca pojęcia zobojętnienia. Pacjenci często nam mówią, że nie chcieliby by być na naszym miejscu i wykonywać naszej pracy. Pytają jak sobie radzimy. Ale po chwili sami sobie odpowiadają : „Aaa, bo wy się już przyzwyczailiście.” Nie. Nie przyzwyczaiłem się. Nadal jest to bardzo trudne. Niektórym może się to stopniowo udaje, zakładają maskę, dystansują się. Uważam jednak, że to nie jest zobojętnienie, ale próba samoobrony, która może być pewnym poszukiwaniem środka pomiędzy zaangażowaniem się a zobojętnieniem..
Czy bycie wrażliwym w tej pracy to walor? Może lepiej jest pozostawić wrażliwość przed wejściem na oddział dla własnego komfortu psychicznego?
W Centrum Onkologii nie pracują ludzie przypadkowi, tylko posiadający pewne predyspozycje, również dotyczące komunikacji z pacjentem. Oczywiście nie wszyscy jednakowe… Tego niby można nauczyć się na warsztatach czy szkoleniach, ale głównie jednak doświadczając relacji z chorym. Trzeba być wrażliwym, ale i nauczyć się panować nad emocjami. I trzeba mieć poza pracą inne życie, umieć odreagowywać stresy, trudne emocje. Bardzo „przydatne” są pasje, nieodzowna wydaje się rodzina albo przyjaciele.
Ocalić od zapomnienia
Czy fotografia jest dla Ciebie taką odskocznią?
Tak. Ale moje fotografowanie nie jest tylko odskocznią. To jest pasja, która była we mnie od dawna. Odskocznią jest łazęga z aparatem. Człowiek wraca tylko na chwilę do domu, albo i nawet nie, a potem wychodzi i jest między ludźmi. W pracy też jestem wśród ludzi, ale to jest takie spotkanie, którego w pewnym sensie się nie wybiera. My przychodzimy jakby nie było do pracy, pacjenci zjawiają się z konieczności, szukając pomocy… Będąc po pracy, mam taką potrzebę bycia w wolnej, niezobowiązującej aż tak przestrzeni, mam pragnienie poszwendania się. Lubię kontakt z ludźmi, taki przypadkowy, gdzie ja ich zagaduję, a oni mnie.
Ostatnia wystawa Twoich prac opisywała Poznań piękny, tajemniczy. Wcześniejsza opowiadała o poznaniakach żydowskiego pochodzenia. Skąd się bierze tematyka twoich zdjęć?
To jest jednak trochę powiązane ze specyfiką mojej pracy w onkologii. Choroba dla człowieka jest pewnym zatrzymaniem się. Zwłaszcza nowotwór. Jest to czas traumatyczny, kiedy uzmysławiamy sobie, „jednak nie jestem niezniszczalny, nieśmiertelny”. To jest czas pewnych podsumowań, podszyty niepewnością i pojawia się często ta myśl, to pytanie, że gdyby moje dni były policzone, to co warto zrobić i co jest naprawdę ważne. Wtedy zaczyna się celebrować każdą chwilę, każdy dzień, przyglądamy się swoim relacjom z innymi. Podobnie jest z moją łazęgą. Możesz przelecieć przez Poznań utartym szlakiem, jak koń z klapkami na oczach. Ale jak zwolnisz, skręcisz nie w tą ulicę co zwykle, rozejrzysz się, to zaczynasz dostrzegać i celebrować to miasto, i jego piękno. Również to przemijające. I tu się zaczyna motyw pragnienia ocalenia od zapomnienia. Tu wkracza fotografia, do której można wrócić, która próbuje zatrzymać to, co niechybnie przeminie. Bardzo lubię jak coś się dzieje na moich zdjęciach, pojawia się cień jakiejś osoby lub jej nogi, stopy... To ślady obecności i przemijania, także tego, że mijamy się wzajemnie…, a warto się zatrzymać, poznać, pogadać jak człowiek z człowiekiem.
Bolą mnie białe plamy niewiedzy
Żydzi to temat osobny. Pomordowani podczas Holokaustu…, wiecznie żywy antysemityzm, czy też amnezja, zapomnienie. Dlatego m.in. powstała nowa strona „Furtka”, na którym publikuję fotografie starych cmentarzy różnych wyznań. Wzięło się to stąd, że bolą mnie białe plamy niewiedzy, amnezja właśnie, zamiatanie pewnych spraw pod dywan, czasem może „zwykły” brak zainteresowania. Nie dotyczy to tylko Poznania, ale tu ta amnezja jest mocno zaawansowana, albo po prostu dotyka mnie najbardziej i osobiście zawstydza. To się wiąże ze zdewastowanymi cmentarzami, „anonimowymi” miejscami kaźni. Przykładem jest choćby Rusałka i brak do tej pory tablicy upamiętniającej zamęczanych i mordowanych tam Żydów podczas kopania niecki jeziora.
Czy można powiedzieć o Tobie, ze jesteś dokumentalistą? Masz takie poczucie obowiązku w sobie związane z zapisywaniem rzeczywistości?
Rzeczywiście czuję w sobie takiego rodzaju imperatyw. To jest z mojej strony niezgoda na zapomnienie, amnezję. Niepamiętanie i zakopywanie istotnych rzeczy jest ograbianiem samego siebie, to po pierwsze. Po drugie nie czułbym się w porządku gdybym milczał i pewnych rzeczy nie zauważał. I tak mam do siebie trochę pretensji, że o pewne sprawy nie pytałem wcześniej, nie dostrzegałem ich. To przebudzenie nastąpiło dla mnie trochę późno. Dzisiaj czymś abstrakcyjnym wydaje mi się przeżycie 20- tu, 30- tu lat i myślenie, że Rusałka jest jeziorem polodowcowym. Lub też, że to fajnie kąpać się w byłej synagodze i jest to w porządku, że chodzimy po parkach i nie ma tam żadnego śladu, że to były cmentarze.
Podobnie jest, choć to sprawa innego kalibru, gdy niszczeją sztukaterie na kamienicach. Często, gdyby nie fotografia, nie dałoby się ich już odtworzyć. To jest nasze dziedzictwo, dziedzictwo wielokulturowe. W Poznaniu pozwolono się sypnąć tylu secesyjnym kamienicom, a wybudowano „zamek Gargamela”. Ile na to wydano pieniędzy, nie ratując substancji prawdziwej i oryginalnej. Jest mnóstwo ciekawych inicjatyw, które mogą pomóc ocalić to nasze dziedzictwo, nie tylko architektoniczne - depozytoria cyfrowe, zbiera się historie mówione, nagrywa wspomnienia. Uważam, że jest wiele rzeczy do uratowania, nigdy nie jest na to za późno. Ale jeśli umiera człowiek, który swoją historię zabiera do grobu, bo nie zdążyliśmy zapytać… wysłuchać…
Porażką jest zapominanie historii
A teraz, mam na myśli pracę zawodową i fotografowanie, czujesz, że się spełniasz?
Żałuję, że pewne działania podjąłem zbyt późno, że realizacje swoim pasji odkładałem na potem. To, co robię, nadaje teraz niewątpliwie jakiś sens mojemu życiu. Jakiś ślad, być może jako ten dokumentalista czy reportażysta, po mnie pozostanie. Wierzę również w energię , która płynie z przeszłości, energię duchów ludzi, którzy są obecni, mimo że odeszli . Uważam , że dziś młodzież , która dba gdzieś o stary ewangelicki czy żydowski cmentarz, że to jest bezcenne. Ponieważ ta młodzież uczestniczy w ocaleniu historii. Wstydem i porażką jest zapominanie historii i przytaczanie jej w takim kontekście, jak u nas jest często: „Ty nie możesz zapomnieć, kto nam krzywdę zrobił i kto jest naszym wrogiem.”
Widuję Cię czasem na manifestacjach w obronie demokracji. Zdjęcia, które tam robisz i potem publikujesz, traktujesz bardziej jako zapis rzeczywistości, czy może jest to również forma przekazania własnych myśli i zdania na ten temat?
Mam swoje poglądy, których nie kryję. Czasem jak wrzucę post na fanpejdżu Łazęgi następuje odpływ ludzi, którzy czują się urażeni, a którzy mnie do tej pory lajkowali. Zauważyłem to np. wśród środowisk związanych z piłką nożną. Podobał im się Łazęga, który wielbi Poznań. Ale jak poruszyłem sprawę dewastowania tablicy Róży Luksemburg, to już były komentarze: „Co ty robisz, to była stara komunistka. Łazęgo nie idź tą drogą”. Ostatnio ktoś mi napisał, że mam świetne zdjęcia, ale dlaczego nie ma fotografii z uroczystości Powstania Wielkopolskiego.
Czyli czegoś się od Ciebie oczekuje.
Tak. Niedawno jeden z fanów zaprosił mnie z aparatem na Dni Ułana. Nie dotarłem tam, poszedłem fotografować magnolie w Parku Chopina, a te zdjęcia potem opublikowałem. I pojawił się komentarz, dość zabawny: „No tak, Łazęga dziś sobie wąchał kwiatki, a na Dniach Ułana nie był”. Cenię sobie wolność, bo pamiętam czasy, kiedy jej brakowało. Uczyłem się wówczas w XI Liceum w Poznaniu. To był pierwszy rok stanu wojennego, były tzw. ciche przerwy. Zawieszono mnie w prawach ucznia, część starszych licealistów wydalono. Przeniosłem się wtedy do „Dąbrówki”. Wtedy regularnie walczyło się o różne rzeczy. Dzisiaj jestem bardzo sfrustrowany polityką i demokracją ludową... Nie byłem zadowolony z rządów PO, mocno zapracowali na porażkę wyborczą. Jednak wolność wypowiedzi, działań twórczych jest dla mnie podstawą. Nie wyobrażam sobie, że ktoś miałby mi dyktować, co ja mam fotografować albo czy mogę wystawić swoje zdjęcia, bo np. nie są one związane z Powstaniem Wielkopolskim, a są o Żydach zamęczonych nad Rusałką i niepamięci. Serio obawiam się tego. Z drugiej strony myślę, że Poznaniacy przeciwstawią się każdym przejawom ograniczania wolności. Trzeba szanować wyniki demokratycznych wyborów. Jeśli jednak obecnie rządzący wprowadzą rozwiązania prawne ograniczające prawa ludzkie, to nie pozostanie nam nic innego jak obywatelskie nieposłuszeństwo.
Fotografie ze zbioru Macieja Krajewskiego