FOTORADAROWE ABSURDY
Celem fotoradarów jest podnoszenie bezpieczeństwa. Niestety duża część z nich nie jest uwarunkowana tym, czym być powinna. A to pociąga za sobą sytuacje, nierzadko absurdalne. Jakby tego było mało, ofiarom zdjęć padają nie tylko kierowcy samochodów…
- Ja jak raz na terenie Wejherowa zapłaciłem mandat za przekroczenie szybkości o 11 km na godzinę. To jak jadę na wypoczynek w tamte rejony, zabieram cały wikt na dwa tygodnie ze sobą. Kupuje tylko podstawowe artykuły codzienne. Paliwo tankuję w sąsiedniej gminie do pełna i karnister. A jak w sklepie widzę wyprodukowano w gm. Wejherowo, to towar odkładam z powrotem na półkę. Tak już robię od dwóch lat – przekonuje Wojciech, kierowca spod Poznania.
- Ciekawe kto więcej stracił . Czy ja płacąc 200 za szybkość czy gmina, której produktów dalej nie kupuję? – zastanawia się. - Najgorsze jest to, że ludzie jadą latem na wypoczynek. Zostawiają tam krocie. A po powrocie w skrzynce na listy podziękowanie za to w formie mandatu. Bo chyba za mało zostawiliśmy. I to jest zachęta do wypoczynku na przyszły rok? – dodaje Wojciech.
Nie tyle fotoradary są absurdem, co przepisy. I to z nimi, a nie z „automatami do zdjęć” należy walczyć. – Problemem nie jest także policjant z radarem. Naszym problemem jest źle ustawiony znak ograniczenia prędkości. Walczmy ze złym prawem drogowym. Ale prawo drogowe powinniśmy przestrzegać. Bo inaczej pozabijamy się na drogach – uważa Piotr z Nowego Miasta. – Ponadto fotoradary nie są skuteczne w walce z patologią na drogach. Tylko ściągają kasę do budżetu gminy. Żeby przynajmniej za taką kasę budowali nowe drogi czy autostrady... – dodaje.
- Na pewno na fotoradarach nie zarabiamy i nigdy nie było to naszym celem. Chodzi o poprawę bezpieczeństwa na drogach – wyjaśnia Przemysław Piwecki, rzecznik poznańskiej straży miejskiej.
Niczym ukryta kamera
- W krajach, gdzie jest dużo autostrad, jest o wiele mniej wypadków. Bo najwięcej jest zderzeń z pojazdami jadącymi z naprzeciwka, czyli czołówek. I tu najwięcej ludzi ginie. I to jest chamstwo naszych władz. Nie budują dróg i autostrad, a wmawiają nam, że walczą o poprawę bezpieczeństwa na drogach – podsumowuje Piotr.
Kierowcom znana jest także trasa z Poznania do Koszalina. Tam pamiątkowe fotografie z podróży są niemalże gwarantowane. – Tam jakby nie jechać, jakby nie uważać można otrzymać prezent w postaci mandatu. Nie tylko ja mam z tym problem – podkreśla Marek, zawodowy kierowca. – Fotoradary są w krzakach, wszędzie. Gdzie popadnie. Ale tak, żeby nikt ich nie widział. Tą trasę z tych „wakacyjnych pamiątek” znają chyba wszyscy. To jest chore! – dodaje Janusz, kierowca z Poznania.
Maszyny do walki z pijanymi kierowcami!
Fotoradary jeżeli mają zadbać o bezpieczeństwo na drodze nie powinny skupiać się tylko na przekroczeniach prędkości. W szczególności tak absurdalnych. Odpowiedzmy sobie sami, co jest większym niebezpieczeństwem dla uczestników ruchu drogowego – kierowca, który przekroczył prędkość o 11 km/h czy pijany za kierownicą?
Tym zagadnieniem postanowili zająć się naukowcy z Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie. Opracowali oni technologię, która wykorzystuje wiązkę światła o wysokiej intensywności, aby wykryć w powietrzu wewnątrz przejeżdżającego samochodu obecność alkoholu. Laser przebija się przez szybę, przemierza przez kabinę i natrafia na lusterko znajdujące się po drugiej stronie pojazdu. Następnie powraca do fotoradaru.
- Poprzez analizę odbitego światła laserowego można ustalić jaka ilość pierwotnej wiązki została zaabsorbowana przez opary alkoholu, znajdujące się wewnątrz samochodu. Na tej podstawie wyliczone zostanie stężenie alkoholu w powietrzu w kabinie pojazdu, a tym samym policja dowie się , czy kierowca prowadzi pod wpływem alkoholu – wyjaśniają naukowcy z Warszawy.
– Projekt zakłada, aby fotoradar, gdy wykryje obecność alkoholu w samochodzie, automatycznie wykonał zdjęcie pojazdu wraz z numerami rejestracyjnymi i przesłał je policjantom, którzy będą znajdować się na dalszym odcinku drogi. Dzięki temu będą wiedzieli czy zatrzymać kierowcę i przeprowadzić test trzeźwości – tłumaczą.
Rowerzystom też robią zdjęcia
Problem z fotoradarami mają nie tylko kierowcy samochodów. Coraz częściej są one utrapieniem także dla rowerzystów. – Sama słyszałam o kilku absurdalnych wręcz sytuacjach – zaczyna opowiadać Monika, miłośniczka jednośladów. – Najgorzej jest w małych miejscowościach. Np. przypadek 18- letniego chłopca, którego rodzice bardzo się zdziwili, gdy na ich adres domowy przyszedł mandat za przekroczenie dozwolonej prędkości. Okazało się, że fotoradar zrobił zdjęcie chłopakowi, gdy ten jechał rowerem – wyjaśnia.
– Młody rowerzysta miał zapłacić 50 złotych. Fotoradar zrobił mu zdjęcie, kiedy chłopak jechał z prędkością 46 km/h. W tym miejscu obowiązywało ograniczenie do 30 km/h. Skąd mogli to wiedzieć, skoro on nie miał licznika? – pyta Monika.
Czujni strażnicy czy życzliwi sąsiedzi?
W sprawy rowerowych przygód z fotoradarami zamieszane są osoby trzecie. Mowa o życzliwych sąsiadach. – Rowery nie mają przecież tablic rejestracyjnych. A jednak są sytuacje, kiedy mandaty docierają do rowerzystów. Ciekawe w jaki sposób… – zastanawia się Kuba, rowerzysta i kierowca. – Życzliwi sąsiedzi? A kto! W małych miejscowościach wszyscy się przecież znają! – dodaje.
- Mnie już w tym kraju nic nie zdziwi. Tylko w jaki sposób mogą mnie namierzyć? Tego nie jestem w stanie pojąć. Tablice specjalne wprowadzą na ramę? – ironizuje Marcin, który do pracy i na uczelnie jeździ rowerem. – Zacznijcie karać za psie kupy, będzie większy dochód. A jeszcze większy jak zaczniecie je zbierać – apeluje do straży miejskiej.
Pogromca fotoradarów na straży
Nie tyle z samymi maszynami, co z łapankami, które polegają na ukrywaniu się w krzakach walczy Emil Rau. Jego bronią w codziennej walce z nadużyciami Straży Miejskiej jest kamera. Łowca fotoradarów jeździ po Polsce, szuka podstępnie zakamuflowanych fotoradarów, nagrywa i wrzuca filmy do sieci. W wielu wypadkach mężczyźnie udało się wymusić zmianę lokalizacji radaru, a nawet anulowanie wystawionego na podstawie zdjęcia mandatu. – To mnie cieszy, mimo że spotykały mnie za to szykany – twierdzi Emil Rau.
Komik Szymon Łątkowski docenia wielofunkcyjność fotoradarów. - Pierwszą z funkcji jakie spełnia to zarabianie pieniędzy, które później dumne polskie gminy mogą zużyć na malowanie przystanków PKS oraz wypłaty dla będących pomnikiem szlachetności oraz wzorem inteligentnego zachowania Strażników Miejskich. Przy okazji na biznesie zarabiają twórcy aplikacji na smartfony, dzięki którym kierowcy mają je oznaczone w trakcie trasy, sieci komórkowe za pośrednictwem, których kierowcy łączą się z internetem - uważa. - Drugą bardzo ważną, a kto wie czy nie najważniejszą funkcją jest tzw. funkcja relaksacyjno-usypiająca. Myli się ten, kto mysli, że fotoradary usypiają czujność kierowców! - opowiada. - Dzięki temu, że przenośne fotoradary wymagają nieustannej opieki ze strony Strażników Miejskich. A jak wiadomo sen to jedna z podstawowych i jedna z niewielu funkcji jakie owi funkcjonariusze posiadają. Nie ma lepszej okazji do drzemki za Państwowe pieniądze niż przyjemne pochrapywanie w trakcie pilnowania fotoradaru - dodaje.
- Inna funkcja to podtrzymywanie przez fotoradary stereotypu Polski jako kraju, gdzie głupi przepis goni jeszcze głupszy. Dzięki fotoradarom kolejne pokolenie Polaków będzie mogło opowiadać swoim dzieciom o tym jak daleko znajdują się polskie przepisy od polskich realiów życia - kończy opowiadać Łątkowski.
Nie każdy lubi, gdy mu robią zdjęcia. W szczególności te z zaskoczenia. W tym jednak wypadku nie o brak fotogeniczności chodzi. Oby maszyny- pogromcy pijanych kierowców nie skończyły jak ich poprzedniczki. Walka z przekraczaniem prędkości trwa. Aż do przesady.
Przeczytaj poprzedni artykuł!
BEZPIECZNY BIZNES CZYLI JAKI?
