AZYL DLA ZWIERZĄT ZAMIAST ZOO?
W oświadczeniu wygłoszonym na sesji rady miasta Tomasz Lipiński (PO) wyraził zaniepokojenie związane z obecną sytuacją w poznańskim ogrodzie zoologicznym. I zaproponował: „Zróbmy w Poznaniu referendum czy mieszkańcy chcą mieć jeden z kilku w Polsce ogród zoologiczny czy jeden unikalny azyl na 120 hektarach. Będziemy mieli wtedy pewność, czego poznaniacy od nas oczekują”.
Przewodniczący komisji gospodarki komunalnej i polityki mieszkaniowej mówi o tym, iż musimy zdawać sobie sprawę z tego, że każdy ogród zoologiczny funkcjonuje w oparciu o konkretne przepisy prawne: ustawę o ochronie przyrody i dyrektywy Unii Europejskiej. - Można się lubić lub nie, kochać zwierzęta bardziej lub mniej, znać się na nich lepiej lub gorzej, ale te przepisy są dosyć jednoznaczne. Ogród zoologiczny nie jest azylem ani schroniskiem dla zwierząt i jakkolwiek by to brutalnie nie zabrzmiało – zoo ma zapewnić przetrwanie gatunków, a nie pojedynczych osobników – podkreśla. - Poznański ogród zoologiczny konsekwentnie idzie jednak w inną stronę, w stronę azylu dla dzikich zwierząt odbieranych z cyrków czy od nieodpowiedzialnych właścicieli, przemytników itp. - wymienia.
Tomasz Lipiński zaznacza, iż ludzie w większości mają miękkie serca i wewnętrzną potrzebę pomocy biednym oraz słabym zwierzętom. - Jeżeli dodatkowo są futerkowe i mają słodkie pyszczki, to ta chęć pomocy jest wielokrotnie silniejsza – uważa.
- Poznański ogród zoologiczny obecnie nie tylko przyjmuje zwierzęta nieznanego pochodzenia, odbierane od dziwnych właścicieli, ale podobno również kupuje je od handlarzy. Dla takiego handlarza to żyła złota i pewność, że jak nie sprzeda swoich okazów na czarnym rynku, to zawsze znajdzie się w Poznaniu miłośnik zwierząt, który wybawi go z kłopotu i jeszcze da zarobić. Ta sytuacja nie jest normalna – przekonuje radny. Zwraca on również uwagę na fakt, iż ogrody zoologiczne są zrzeszone w światowych i europejskich organizacjach, aby wymieniać się doświadczeniami, badaniami i zwierzętami. - Każdy z nich musi spełniać określone wymagania po to, żeby inne ogrody miały pewność, że okazy są przyjmowane w ramach tych wymian, po to prowadzone są rejestry i potrzebna wiedza o źródle pochodzenia takiego zwierzęcia – dodaje.
„Ideą ogrodów zoologicznych jest między innymi przetrwanie gatunków, którym grozi wyginięcie”
Radny Lipiński wskazuje na przykład lwa indyjskiego – na świecie żyje ich tylko kilkaset sztuk. - Gdy EAZA będzie szukał w Europie miejsca, w którym będzie można dokonać reintrodukcji tego gatunku, nie weźmie pod uwagę Poznania, bo nasz ogród nie jest z gumy, a w ramach azylu pozyskaliśmy już osobnika lwopodobnego. Jest to jakaś hybryda lwa z tygrysem, której materiał genetyczny nie przedstawia zoologicznie żadnej wartości – wskazuje.
- Dla dzieci do tej pory chętnie odwiedzających zoo to w zasadnie nie problem. Duży kot wyglądający jak lew, w zasadzie może być. Jak to jeszcze sprzeda się medialnie to będzie sukces. Kolejne dzikie zwierzę uratowane przez poznańskie zoo. Niestety kij ma dwa końce – mówi radny.
Nasze zoo przestanie być zoo i stanie się pełnoprawnym azylem?
Poznański ogród zoologiczny nie jest bowiem właścicielem większości zwierząt. - Dość luźny stosunek dyrekcji zoo do przepisów dotyczących kogo, kiedy i skąd można do zoo przyjmować może negatywnie wpłynąć na akredytację EAZY. To może również spowodować, że właściciele tych zwierząt zabiorą te, które u nas są, bo nie będą ryzykować trzymania cennych i unikatowych osobników w miejscu niespełniającym wymogów. Wtedy nasze zoo przestanie być zoo, a stanie się pełnoprawnym azylem, w którym będzie mnóstwo miejsc dla listów, niedźwiedzi i różnych dzikich kociaków. Chciałbym tego uniknąć – podkreśla radny.
- Nie będziemy nigdy najlepszym zoo w Polsce, nie będziemy też największym, więc może przekształcenie go w jedyny i najlepszy azyl, nie jest takim głupim pomysłem. Pod warunkiem, że świadomie weźmiemy na siebie ryzyko i związane z tym koszty – przekonuje, dodając, że te mogą łatwo wymknąć się spod kontroli. - Samo wyżywienie takiego lwotygrysa to ponad 100 tysięcy zł rocznie. Do tego dochodzą wszystkie inwestycje w odpowiednie wybiegi – wylicza.
Lipiński mówi też o tym, że do radnych coraz częściej dochodzą informację, iż Ewa Zgrabczyńska nie jest dobrym dyrektorem – menedżerem. - Podobno nie są przestrzegane przepisy prawa pracy, rośnie liczba pozwów do sądy pracy, a statut zoo uchwalony przez radę miasta jest przestrzegany w sposób bardzo luźny, przetargi to w zasadzie jakaś kpina – wyjaśnia. - Jednocześnie pani dyrektor jest osobą o niezwykłej wiedzy o zwierzętach, potrafiącą o nich z pasją opowiadać – dodaje.
Radny odnosi również wrażenie, iż dyrektor Zgrabczyńska nie lubi instytucji ogrodów zoologicznych, która kłóci się z jej wizją troski i ochrony zwierząt. Podkreśla, że w jego ocenie ta sytuacja jest dosyć absurdalna.
Zwracając jednak uwagę na to, że frekwencja w zoo rośnie, proponuje, aby zrobić w Poznaniu referendum. Ma ono odpowiedzieć na pytanie czy mieszkańcy chcą mieć jeden z kilku w Polsce ogrodów zoologicznych czy jeden unikalny azyl na 120 hektarach. - Będziemy mieli wtedy pewność, czego poznaniacy od nas oczekują, na co powinniśmy wydawać pieniądze i kto we właściwy sposób zadba o spełnienie tych oczekiwań – podsumowuje.
Przeczytaj poprzedni artykuł!
BEZ ZABYTKOWYCH KRATOWNIC NAD WARTĄ
