OSTATNIE ŚWIĘTA W POLSCE (część I)
Saskia ma metr sześćdziesiąt wzrostu. Krótkie, ognistoczerwone włosy i czerwone usta. Każdy nowopoznany przez nią człowiek daje jej może szesnaście lat, nie więcej. Ona jest trochę starsza. Nigdy nie było jej łatwo, ale zawsze jakoś dawała sobie w życiu radę. Choć tego nie chce, tegoroczna gwiazdka była jej ostatnią w naszym kraju.
Korzenie
Mieszkam w Poznaniu od urodzenia. Początkowo mieszkałam z rodzicami na Wildzie. Z rodzicami i dwójką młodszego rodzeństwa. Na wynajmowanym pokoju w mieszkaniu u starego, niezbyt przyjemnego dziadka. Ale dopiero po latach, w dorosłym życiu, zrozumiałam jak ciężko było tam moim rodzicom.
Koleś był bardzo nieprzyjemny. Wchodził z butami w życie moich rodziców. Kiedyś zdarzyło się że nakryli go jak grzebie w ich prywatnych rzeczach. Wtedy założyli zamek w drzwiach do pokoju. Często też słał różne nieprzyjemne komentarze co do ich intymnego życia. Warunki były tam kiepskie. W mieszkaniu nie było łazienki, toaleta na półpiętrze, mieszkanie na strychu.
Tata wyjeżdżał często do pracy za granicę na delegacje, a wcześniej wyjeżdżał do Niemiec, chyba ze trzy razy na co najmniej pół roku. W tym czasie moja mama zostawała sama. Czasem przyjeżdżała ze mną do niego i "przemycała" z Niemiec smoczki i buty pod moim siedzeniem w samochodzie.
Upokorzenie
Kiedy miałam 9 lat, rodzice dostali mieszkanie od miasta po wielu latach starań. Przeprowadziliśmy się do centrum. Przeprowadzkę na Stare Miasto zniosłam bardzo ciężko. Nie mogłam się odnaleźć w nowej szkole. Byłam tą nową w zgranej już klasie, gdzie prym wiodła dziewczyna, która zawsze obierała sobie jakiś cel do znęcania się. Wiele osób cieszyło się z mojego dołączenia do klasy, bo w końcu z nich "zeszła" i skupiła się na mnie.
Przychodząc do tej szkoły nie widziałam problemu w tym, żeby podbiec do obcego dziecka, które zmierzało w stronę szkoły z plecakiem, zapytać jak ma na imię? Do której klasy chodzi i czy "zostaniemy przyjaciółmi"? Później, już mi się to nie zdarzyło. Półgodzinna przerwa na boisku, kiedy robisz spacer od jednego końca do drugiego i z powrotem, bo nikt nie chce z tobą nawet rozmawiać, zmienia z ufnej otwartej na ludzi osoby w zamkniętą w sobie, zahukaną myszkę. W podstawówce było apogeum złych wydarzeń, ale strach przed odrzuceniem został we mnie na bardzo długo. Myślę, że trwa tak naprawdę do tej pory...
Dopiero w gimnazjum trochę odetchnęłam, ponieważ mimo tego samego budynku szkolnego, klasy zostały zbudowane na nowo i uwolniłam się spod wpływu dręczycielki. Choć spotkań z nią na szkolnym korytarzu i boisku nawet w późniejszym okresie nie wspominam dobrze.
Chodziłam do szkoły z oddziałami integracyjnymi i w gimnazjum trafiła mi się taka klasa. Na szesnaście osób pięć z problemami rozwojowymi. Zgraliśmy się wtedy w grupie tych "bez problemów" bardzo dobrze i raczej słabo lubiliśmy się z pozostałą piątką. Jak to dzieciaki, te zdrowe raczej niechętnie integrują się z tymi, które są opóźnione intelektualnie, czy fizycznie. Nie rozumieją ich i rzadko w ogóle próbują, bo boją się wykluczenia z grupy tych zdrowych rówieśników. Kontakt z kolegami miałam też ograniczony przez to, że rodzice bardzo się o mnie bali. Mając trzynaście lat musiałam wracać do domu zanim zrobiło się ciemno ale byłam najstarsza i musiałam przetrzeć szlaki młodszemu rodzeństwu.
Ojciec Pierwszy
Na wakacjach między gimnazjum a liceum poznałam Go. To było na imprezie w dużym klubie w Kościanie, gdzie byłam z moją kuzynką w czasie wakacji u cioci na wsi. Wpadłam mu w oko i "przyczepił" się do mnie. Ale dobrze mi się z nim rozmawiało. Fajnie całował. Przy wakacyjnej znajomości nie było mi dużo więcej potrzeba.
Był starszy o 2 lata, generalnie bardzo zaborczy i nie mogłam spotykać się ze znajomymi po szkole, bo jak dzwonił do mnie do domu, wiedząc o której kończę a mnie nie było, to później urządzał mi awantury.
Dowiedziałam się że jestem w ciąży na miesiąc przed wakacjami między drugą a trzecią klasą liceum, kiedy okres mi się spóźniał. Bardzo się tego obawiałam, ale myślałam, że już po wszystkim, bo sytuacja przez którą mogłam zajść w ciążę miała miejsce dwa miesiące wcześniej. Lekarka stwierdziła potem, że musiałam mieć okres już w trakcie ciąży. Ponoć czasem się to zdarza i nie jestem wyjątkiem w tej sprawie.
To był mój "pierwszy" facet w sensie intymnym. Chłopak nie, spotykałam się z kilkoma wcześniej, ale nigdy to nie było dłużej niż trzy, cztery miesiące. Ta sytuacja to nie był nasz pierwszy raz. Pierwszy raz mieliśmy bodajże po trzech, czterech tygodniach znajomości, kiedy wróciłam z wakacji u koleżanki w Murowanej Goślinie, a moja mama z rodzeństwem była jeszcze na wsi u cioci. Tata był na delegacji. Zasiedzieliśmy się i uciekł mu pociąg do Puszczykowa, gdzie mieszkał i zaproponowałam, żeby spał u mnie. Chociaż mam wrażenie, że celowo go przegapił, żeby u mnie zostać. Nie czułam się z tym do końca komfortowo, że chciał u mnie zostać na noc kiedy byłam zupełnie sama w domu…
Generalnie, praktycznie cały czas się zabezpieczaliśmy, ale tego razu gdy zaszłam, byłam u niego na weekend. Apteka ponoć zamknięta, on nie miał gumek. A chciał wykorzystać czas, że jestem u niego. Niestety, nie miałam za dużo do powiedzenia. Obiecał, że będzie uważał, a ja modliłam się, żeby nic się nie stało. Ale nie chciałam awantur, krzyków, że pewnie go zdradzam i innych napadów złości.
Gdy się dowiedział najpierw mi nie uwierzył, potem stwierdził, że powinnam usunąć. Żona jego brata usunęła ciąże. Wiedział gdzie mogę to zrobić i ile to kosztuje. Jego podejście do mnie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Teoretycznie nadal się spotykaliśmy, ale zaczął chodzić na imprezy, brać sterydy, poznawać inne laski. Kiedy kogoś z jego znajomych spotkaliśmy gdzieś przypadkiem zostawiał mnie samą i szedł do kumpli, a potem wracał. Nawet mnie nikomu nie przedstawił, oprócz jednego znajomego który czasem do niego wlatywał jak byłam u niego. A kiedy przychodzili inni kumple, to nawet nie mogłam wyjść z pokoju a on z nimi gadał tylko w korytarzu.
Przed urodzeniem dziecka dobrałam się raz do jego telefonu i okazało się, że pisze i spotyka się z jakąś dziewczyną. Udało mi się z nią umówić i spotkać na imprezie, na którą miałam iść z nim. Wtedy miałam tego dość i odeszłam od niego pierwszy raz… na trochę. Potem udawał, że chce być tylko ze mną, że mam go nie zostawiać, bo się zabije i zeszliśmy się znowu. Jednak po urodzeniu, kiedy nie miałam od niego żadnego wsparcia, nie pytał kiedy się do niego przeprowadzę, ani nawet w weekendy nie zostawał na noc, żeby pobyć ze mną czy dzieckiem stwierdziłam, że tak być nie może...
Matura to bzdura
Chodziłam w ciąży tylko jeden semestr do szkoły, później wróciłam po porodzie zaliczyć przedmioty przed maturą. Tak naprawdę miałam na zaliczenie wszystkich sprawdzianów i kartkówek z czasu nieobecności miesiąc, więc było ciężko. Ale zdolna jestem i miałam nauczycieli, którzy bardzo mnie wspierali.
Matury nie zdałam, skupiłam się na zaliczeniu semestru i nie przygotowałam prezentacji na polski. Wtedy za czasów wujcia Giertycha można było nie zdać jednego przedmiotu i mieć maturę, ale oblałam wybraną przez siebie matematykę i nie dostałam tego papierka.
Dostałam za to pracę. Sześć godzin dziennie w kiosku i zaczęłam sama utrzymywać córkę, mnie nadal utrzymywali rodzice, bo On nie mógł w żadnej pracy utrzymać się na dłużej i nawet na pieluchy nie mogłam się od Niego kasy doprosić. Wtedy stwierdziłam, że lepiej poradzę sobie sama, że ma spierdalać i się już więcej nie pojawiać.
Wrócił po jakimś czasie, żeby zobaczyć co u małej i pogadać ze mną, chciał wrócić, a ja się zgodziłam, czując się bardzo samotna. Miałam nadzieję, że się zmienił, ale bardzo się myliłam. Stwierdziłam jednak, że potrzebuję trochę czasu i możemy się spotykać, ale po sylwestrze zdecyduję, czy rzeczywiście chcę z nim być. Już nie chciałam, poznałam kogoś i uświadomiłam sobie, że nie wejdę drugi raz do tej samej rzeki. Z poznanym w sylwestra kolesiem spotykałam się jakieś pół roku, a pod koniec tego czasu poznałam mojego męża.
Ciąg dalszy przeczytacie tutaj.
*Saskia rocznik 1988. Pracuje w jednym z punktów ksero w Poznaniu. Jest matką trójki dzieci, obecnie w ciąży z czwartym. W tym roku pierwszy raz była na Przystanku Woodstock, tak jej się spodobało, że postanowiła zorganizować zlot fanów tej imprezy w Poznaniu. Tam ją poznaliśmy i opowiedziała nam smutną historię swojego życia. Odkąd podjęła decyzję o opuszczeniu Polski, zaczęła rozmyślać nad prowadzeniem bloga. O tym co myśli i przeżywa możecie przeczytać tu http://matka-polka-na-obczyznie.blog.pl/ .
Przeczytaj poprzedni artykuł!
NAJLEPSZE ARTYKUŁY NA MIASTOPOZNAJ.PL
