AUTOSTOP W AFRYCE NIE ISTNIEJE!
We wtorek (24.10) o 19 w TROPS Akademickim Centrum Kultury dowiecie się dlaczego poznany w samolocie Kenijczyk zaprosił Polaka na swoje wesele w Togo i czy z czarnego lądu można wrócić autostopem. Szymon Antkowiak opowiada naszemu portalowi o przygodach na czarnym lądzie!
Marek Mikulski: Dlaczego znalazł się Pan w Afryce?
Szymon Antkowiak: Ponad cztery lata temu na pokładzie samolotu lecącego do Stanów Zjednoczonych poznałem Roberta. Ten Kenijczyk mieszkający w Bostonie twierdził, że nigdy nie pił polskiej wódki z Polakiem. Zaprosił mnie do swojego domu. Ugościł po królewsku. No i postawił na stół wódkę, tę reklamowaną przez Bruce’a Willisa, i ambitnie kieliszki o pojemności 50 mililitrów. Po dosłownie piętnastu minutach od rozpoczęcia butelki stwierdził, że jest bardzo zmęczony po pracy i musi iść spać (śmiech). Cały czas utrzymywaliśmy kontakt. Po dwóch latach przyleciał do nas do Polski. Czego, powiem szczerze, się nie spodziewałem, bo czego Kenijczyk mieszkający w stanach mógłby szukać w Polsce? Ale jemu się podobało. I w zeszłym roku dostałem od niego zaproszenie na ślub. Robert jest Kenijczykiem ale jego wybranka pochodzi z Togo i tam też odbywało się wesele.
Podróż do Afryki samolotem chyba nie należała do najprzyjemniejszych?
Trochę się nalatałem po świecie i jeszcze nigdy nie miałem takiej sytuacji. Nigdy też nie leciałem tak starym i zdezelowanym samolotem. Podczas podróży podano nam posiłek, który był dosłownie zamrożony! To był lot przesiadkowy z Madrytu do Casablanki a potem z Casablanki do Akry. Gdy już wylecieliśmy z Madrytu, nagle stuardessy zaczęły latać po pokładzie. Ktoś coś wrzeszczał przez megafon. W ogóle nie rozumiałem co jest grane. Oni wszyscy mówili po francusku, a ja nie znam tego języka. Do tego wszystkiego zaczęliśmy bardzo szybko tracić wysokość. W końcu zapytałem kolesia, który siedział koło mnie, o co chodzi? A ten, łamaną angielszczyzną, wytłumaczył mi, że właśnie kapitan dostał zawału i musimy awaryjnie lądować! Natomiast, ten ruch personelu pokładowego i krzyki przez głośniki, to było poszukiwanie lekarza wśród pasażerów. Krótko mówiąc ten lot, to była masakra. Ale dotarłem na wesele w jednym kawałku.
Po weselu, gdy rozpoczął Pan podróż stopem wszyscy Afrykanie mówili Panu, że w ten sposób nigdzie Pan nie zajedzie. Dlaczego?
Wielu znanych podróżników po powrocie z Afryki stwierdzało, że autostop tam nie istnieje. Znaczy ludzie cię podwiozą ale nie za darmo. Musisz zapłacić. Jeszcze przed wylotem przeczytałem „Moją Afrykę” Kingi Choszcz. Ona przez siedem miesięcy podróżowała stopem po Afryce. Więc to jest wykonalne. Z tym, że miała nade mną przewagę, bo znała francuski. Autostop na tamtym kontynencie jest specyficzny. Zawsze kręci się wokół ciebie pełno taksówek. Nie są oznaczone żadnym kolorem, po jakimś czasie rozpoznajesz już model auta i wiesz, że to na pewno taksówka. Ja miałem też taką kartkę z napisem po francusku „jestem studentem z Polski, mam pieniądze tylko na jedzenie, podróżuję autostopem a moim marzeniem jest zwiedzenie twojego kraju”. Kolega mi napisał. Jak dawałem ją kierowcy a ten akurat umiał czytać, to szybko klarowała się między nami sytuacja. Często łapałem się na podróż z niesamowitymi ludźmi. To jest niezwykłe w podróży autostopem, że nigdy nie wiesz kogo poznasz następnym razem.
Podobno ktoś chciał Panu sprzedać dziecko?
To prawda! Między Beninem a Burkina Faso jest taki trójkąt. Ma około trzydziestu kilometrów. To jest ziemia niczyja. Ludzie, którzy tam mieszkają nie czują się przynależni do żadnego z położonych nieopodal krajów. Nie bardzo wiem jak ta sprawa wygląda w sensie politycznym i terytorialnym, nigdy się w sumie tym nie interesowałem. Ale w tym trójkącie jest kilka wiosek. Przeszedłem przez granice w Beninie. Trochę się zdziwiłem, bo nigdzie nie było widać przejścia granicznego do Burkina Faso ale były wioski. Więc idę, jedna, druga i w trzeciej podeszła do mnie młoda kobieta z malutkim dzieckiem. Bardzo się uśmiechała i wyciągała dziecko w moją stronę. Na początku myślałem, że ona chce mi dać na chwilę potrzymać to dziecko. Ale później mimo, iż nie znałem francuskiego, wyraźnie dała mi do zrozumienia, że chce to małe zawiniątko sprzedać! Niewyobrażalne! Byłem w szoku. Ale jakoś udało mi się wyrwać z tej sytuacji i dotarłem do przejścia granicznego.
Podczas swej podróży miał Pan do czynienia z egzorcyzmami oraz z człowiekiem, przez którego miał przemawiać duch święty. Czy Pan wierzy w te zjawiska?
Prawdą jest, że nikt nie znał języka, którym przemówił przełożony podczas mszy, w której brałem udział. Gdy później z nim rozmawiałem powiedział, że w biblii jest wers mówiący, iż duch święty może wstąpić w ciebie i przez ciebie przemówić. Nie chciałbym oceniać tego co się tam wydarzyło. To nie moja rola.
Jak poznał Pan króla z Yatenga?
To był zupełny przypadek. Trafiłem do stolicy dawnego królestwa Yatenga, które znajduje się w Burkina Faso. Miałem być tam tylko przejazdem. Ale człowiek, który się tam mną zaopiekował, powiedział, że nie dam rady już w ten dzień dotrzeć do następnego miasta i zaoferował nocleg. Z początku próbowałem tłumaczyć, że mam mało czasu, że muszę już jechać. Ale on powiedział „jak zostaniesz do jutra to poznasz króla”. No i jak tu walczyć z takim argumentem? Zostałem. Jak wyglądało moje spotkanie z królem oraz o czym rozmawialiśmy zdradzę dopiero na spotkaniu.
Którędy dotarł Pan do Polski?
O już do Polski? Dobrze, zostawmy kilka ciekawych opowieści jak pływanie po Nigrze, poznanie Dogonów oraz zwiedzanie Timbuktu na spotkanie. Z Dakaru do Poznania pobiłem chyba rekord. Zajęło mi to tydzień. Jest to możliwe nawet autostopem, jak się okazuje. Jechałem non stop i miałem trochę szczęścia. Na granicy Maureytanii i Sahary Zachodniej spotkałem pięć Land Cruiserów, którymi jechali Irlandczycy. Rajd Irlandia Dakar, tak nazwali swoją podróż. Spytałem, czy podwiozą mnie chociaż do Maroko. Nie mieli z tym problemu. Lecz w trakcie naszej podróży jeden z kierowców musiał nagle wracać do Europy, więc się z nim zabrałem. I tak z Mauretanii dojechałem do Bordeaux we Francji. A z Francji miałem takie szczęście, że trafiłem na osobówkę, która jechała przez całą noc i nad ranem byłem już w Polsce. Jeśli chcecie dowiedzieć sie więcej, to musicie przyjść na spotkanie w Cafe La Ruina.
---------
Miastopoznaj.pl jest patronem spotkań "W Drogę". Na poprzednim spotkaniu obecny był Piotr Smurawa, który opowiedział o swojej wyprawie w Himalaje.
Przeczytaj poprzedni artykuł!
ZA WHISKY DO ARESZTU
